niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Wstęp


Wszystko zaczęło się od głupiej, niewinnej kłótni między ojcem, a Billem. Stary darł się na niego tak głośno, że nawet ja siedząc w swoim pokoju ten jeden, głośny monolog, a uwierzcie, drzwi to ja mam solidne i nigdy nic przez nie do mojego pokoju się nie dostaje. Nawet wycie mojego brata bliźniaka. Doskonale wiedziałem, jak musi wyglądać sytuacją na dole, bo staruszków znałem dobrze, a Billa jeszcze lepiej. Na pewno stoi jak ciota i ma spuszczoną tą czarną łepetynę w dół. Wyszedłem z pokoju i od razu krzyk ojca nasilił się, a ja dobrze wszystko rozumiałem. 
- Zmyj to z mordy, słyszysz?! Mam do kurwy syna, czy córkę?! Dosyć mam pytań o to moich znajomych i sąsiadów!
Teraz to i ja się wkurwiłem, bo co mu do tego jak Bill się ubiera czy takie tam. To jego osobista sprawa, a nie ojca. Zszedłem ze schodów na dół i rozejrzałem się by zbadać sytuację. Matka oczywiście stała obok, zakrywając twarz dłonią. Nigdy nie stawała w naszej obronie, bo po prostu bała się ojca. Stanąłem przed Billem tak, że teraz ojciec patrzył na mnie.
- Oj, odpierdol się od niego co? 
Po tym tekście zapanowała grobowa cisza, a Bill z matką patrzyli na mnie z przerażeniem.
- To jego sprawa jak się ubiera i jaki prowadzi styl życia, a tobie chuj do tego jasne? My nie pierdoliliśmy ci nad uszami, żebyś przestał chlać kiedy pod wpływem alkoholu biłeś matkę i nas!
Wbiłem w niego swoje kasztanowe tęczówki niczym dwa ostre noże i doskonale zdawałem sobie sprawę, że uderzyłem w czuły punkt ojca. Staruszek zrobił się purpurowy na twarzy, a na jego skroni pojawiła się charakterystycznie pulsująca żyłka. Z satysfakcji jaką w tym momencie odczuwałem, na moich pełnych wargach pojawił się cwany uśmieszek. Przeniosłem wzrok na Billa, który stał w osłupieniu i patrzył na mnie jak na jakąś zmorę.
- Bill spierdalaj na górę, ale to migiem!
Zauważyłem, że cholernie się waha, a przyczyną pewnie było to, że za niego oberwę teraz ja, ale po chwili skinął głową i wszedł na schody. Właśnie wtedy nastąpiło coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Ojciec wykurwił mi tak mocno, że przekręciło mnie w bok, a w ustach poczułem metaliczny smak krwi. Przetarłem wierzchem dłoni krwawiącą wargę, a następnie splunąłem krwią na podłogę. Tego było za wiele, miałem dość poniżania ze strony tego starego kutasa! Wyprostowałem się patrząc na ojca z mordem w swoich, teraz już praktycznie czarnych tęczówkach. Usłyszałem tylko krzyk Billa "Tom! Nie!"i po tym wyjebałem ojcu z całej siły aż upadł na podłogę. Nie oszczędzałem go i gdy leżał skopałem go jeszcze po żebrach.
- Ty stary skurwielu! Kiedyś bym ci nie oddał, ale nie jestem już malutkim Tomem, którego prałeś będąc najebanym!
Splunąłem koło niego, a on stękając z bólu spojrzał na mnie i usiadł.
-Wynoś się! Wynoś się z mojego domu!
- C-co?!
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem i z nie ukrywanym zaskoczeniem.
-Nie możesz mnie wyrzucić z domu!
- Owszem mogę! To mój dom, a Ty od miesiąca jesteś pełnoletni! Wynoś się!
Spojrzałem na matkę, jakbym czegoś od niej oczekiwał, ale ta jak zwykle tylko ryczała. Patrzyłem chwilę na ojca i po chwili podszedłem do niego łapiąc go za ciuchy.
-Dobra! Ale zrób coś Billowi, a wrócę i rozszarpię Cię na strzępy! Idę tylko po rzeczy!
Puściłem go, pchając na ścianę po czym ruszyłem w stronę pokoju. Byłem wkurwiony i to nie mało.
-Nie, masz wypierdalać tak jak stoisz! Wynoś się!
Tak, te słowa mnie zaskoczyły jeszcze bardziej. Spojrzałem na niego, stał już o własnych siłach, a ja ponownie wpatrywałem się w jego parszywą mordę. 
-Pierdol się!
Warknąłem i wściekły wsunąłem dłonie w kieszenie za dużych na mnie spodni i ruszyłem do drzwi.
- Tom!
Tak, Bill od razu rzucił się za mną, więc odwróciłem się w jego stronę. Miał łzy w oczach i był załamany. Ojciec złapał go w ostatniej chwili i przytrzymał. Spojrzałem po raz setny w te jego przejebane oczy.
-Pozwolę mu być sobą, ale pod warunkiem, że nie będziesz się z nim kontaktował...
Stałem, jak wryty. Na nikim w tym zajebanym domu mi nie zależało, jak na Billu i na jego dobru, a ten skurwysyn to wiedział. Poczułem, że oczy zaczynają mnie cholernie piec, więc odwróciłem się do nich plecami.
-Możesz być o to spokojny.
Po tych słowach otworzyłem drzwi i będąc już nawet poza domem słyszałem krzyki Billa za moją osobą... Opuściłem to, co do 18 roku życia było dla mnie "domem".
Wylądowałem na ulicy, bez niczego. Dobrze, że miałem w kieszeni portfel i karty, bo miałem trochę oszczędności, za które wynająłem jakąś ruderę. Dom omijałem łukiem i postarałem się o jakąś robotę, bo trzeba jakoś było zarobić. Po kilku dniach widziałem Billa na ulicach miasta. Zaczepiał przechodzących ludzi i pokazując im zdjęcie [pewnie moje] pytał o chłopaka w dredach. Na szczęście nie widział mnie, a ja właśnie wtedy zrozumiałem, że muszę zmienić wygląd i odciąć się od nich z prostego powodu - aby nie cierpieć jeszcze bardziej niż cierpię teraz... Odwróciłem się idąc w innym kierunku, a po moich polikach popłynęły słone łzy żalu i bólu.

1 komentarz:

  1. Ej, podoba mi się xD Od samego początku mnie zaintrygowałaś a to się zdarza bardzo rzadko...
    Szkoda że nie trafiłam na Twojego bloga wcześniej:)
    Uciekam czytać resztę;) muszę trochę nadrobić:)

    OdpowiedzUsuń