niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 7


-Myślałeś, że mały wyczyn będzie traktowany jako zaplata? - ponownie westchnąłem puszczając Billa i spojrzałem na trzech dryblasów z mordem w oczach.
-Och... Ten chłopak nie jest zły... - powiedział koleś z obleśną mordą idąc ze swoją eskortą w naszą stronę. Oczywiście mówił to do Billa.
-Zaoferuj nam jakąś usługę, a powiemy nawet... - zaczął ten jeden z jego kumpli i przybliżył dłoń do mojej twarzy. Wściekły odepchnąłem ją dłonią i wyjebałem mu z pięści. Obróciłem się w miejscu i z kopa załatwiłem tego ich szefa.
-Biegnij! - warknąłem do Billa i miałem nadzieję, że chociaż teraz mnie posłucha. Sam zacząłem biec i widząc go obok siebie, odetchnąłem z ulgą. Kurwa, nienawidzę tej dzielnicy. Tutaj nawet gliny boją się wchodzić, dlatego rządzi się ona swoimi prawami. 
-Skurczysyn! - usłyszałem za nam, ale nie oglądałem się za siebie.
-Cholera, czekaj! - no to świetnie, a wszystko przez tą jebaną dziwkę. Mówiłem tępakowi aby trzymał się mojej dupy to nie. A teraz mamy za dobą ogon. W końcu wbiegliśmy w jedną z ciemnych uliczek. Chyba udało nam się ich zgubić. Spojrzałem na Billa, a ten ledwo łapiąc oddech pochylił się do przodu, dłonie kładąc na kolanach. Świetnie, jeszcze do tego nie ma kondycji. 
-Tom, to jest świat, w którym żyłeś? - oparłem się o ścianę i spojrzałem na niego. Zaśmiałem się chowając dłonie w swoją obszerną bluzę.
-To dopiero początek.
-Ale nie jest aż tak źle prawda? Mogło być gorzej - spojrzał mi w oczy, a ja uśmiechnąłem się.
-Znowu mnie uratowałeś. Tak jak dawniej - uśmiechnął się do mnie z tym przesłodzonym wyrazem twarzy. Zaskoczył mnie i zrobiłem duże oczy. Jednak zaraz zmarszczyłem brwi i spojrzałem w bok.
-Uratowałem siebie - powiedziałem oschle i odszedłem do ściany - W każdym razie jesteśmy na miejscu -powiedziałem poznając miejsce i skinąłem głową na budynek przed nami, w którym w większości były potłuczone szyby. Bill spojrzał tam i już po chwili wchodziliśmy schodami na górę. Budynki w tej dzielnicy były naprawdę obskurne. Gorszych to ja w życiu nie widziałem i aż dziwię się sobie, że mogłem tu kiedyś mieszkać. 
-Ty brudzie moralny! - usłyszałem za drzwiami gdzie mieliśmy właśnie wejść. To była jakaś kobieta. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich ładna, cycata i wkurzona laska. 
-Ślubu nie będzie! - trzasnęła drzwiami i mijając nas zeszła na dół. Weszliśmy do środka. Na kanapie leżał mój domniemany informator. W garniturze, lekko gruby i do tego oblech. No cóż, przychodziło mi spotykać gorszych.
-Jesteś Hugo? - zapytałem dalej stojąc luzacko ze schowanymi dłońmi w kieszeniach bluzy. Usiadł i spojrzał na nas - Były reporter Pilla. - powiedziałem ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
-Kim wy jesteście? - zapytał dość  oschle mierząc wzrokiem to mnie, to Billa.  Po chwili wstał szybko robiąc wielkie oczy i cieszył michę, jakby zobaczył garniec złota.
-Michelle! - zmarszczyłem brwi, bo to oczywiście było do mnie. Bill spojrzał na mnie zdziwiony.
-Michelle? - nie odpowiedziałem mu, tylko uśmiechnąłem się cwanie unosząc jedną ze swoich gęstych brwi ku górze.
-hehe.. Znasz mnie?
-Jestem fanem. Wielkim fanem! - zaczął gestykulować i cieszyć się jak dziecko. - Pewnego razu widziałem jak grasz... - podszedł do nas i zrobił minę... Coś na obraz szacunku i uznania. - To było wspaniałe! Ale dlaczego tu jesteś? - kurwa... jak ja nienawidzę pytań. Maja twarz była bez jakichkolwiek emocji. Wtedy koło mojego ucha znalazła się twarz Billa i wcale nie szepnął, a wręcz wydarł mi się do ucha.
-Tom, to teraz Twoje imię to Michellle?! - spojrzałem na niego przekręcając głowę w bok.
-Psiakrew, nie! To mój pseudonim. Zresztą stary... - zrobił wielkie oczy, patrząc na mnie jak na jakiegoś ducha.
-To znaczy, że jesteś akto... - położyłem mu dłoń na twarzy przez co zamknął oczy i nie skończył tego co chciał powiedzieć. Spojrzałem teraz na Hugo i zmierzyłem go swoim lodowatym spojrzeniem.
-Znasz tu prawie każdego, prawda?
-Czemu o to pytasz? - zmierzył nas podejrzliwym spojrzeniem , a ja uśmiechnąłem się do niego.
-Dziś ktoś wszedł na mój teren i postrzelił Billa. Sądzę, że możesz coś wiedzieć na ten temat - patrzył raz na mnie, to znowu na Billa. Po chwili wszedł na środek pokoju i wysunął z sufitu schody prowadzące na górę.
-Nie stójcie tak. Chodźcie za mną. Och, czego się napijecie? - zapytał wchodząc na górę. Weszliśmy za nim i powiem, że nieźle się tu urządził. Normalnie jak z wyższych sfer. Książki, alkohole, meble z dość drogich salonów. Zrobił Billowi i mi kawę i usiedliśmy na kanapie w tym jego ekskluzywnym schronie.
-No więc, wiesz coś?
-Słyszałem, że ostatnio nieźle pobiłeś typków pod klubem... Chyba nie wiesz, że nie byli już zwykłymi wolnymi strzelcami co? Przyłączyli się do Dragona.
-Dragona?
-Tak. Sądzę, że to oni zrobili odwet za to, jak potraktowałeś ich pod klubem. Poza tym wiesz jakie jest prawo ulicy. Lepiej zaatakować w kogoś bliskiego niż w Ciebie.
-Tak... Znam to bardzo dobrze... - uśmiechnąłem się patrząc na niego. - Chyba musiałeś porzucić wiele przekonań, aby żyć w rozpuście - zaśmiałem się opierając łokieć o oparcie za sobą- Podobnie jak miasto - warknąłem. 
-Michelle! Byłem Twoim wielkim fanem! - warknął patrząc na mnie wściekły.
-Czas przeszły? - zapytałem niby to przejęty.
-Przestałem - mruknął i usiadł z lampką wina w dłoni na przeciwko nas. - Nigdy nie myślałem, że wrócisz jako arogancki buc - zaśmiałem się i zaraz uśmiechnąłem się zadziornie.
-Nie zmocz swoich spodni szefie... Wystarczy spojrzeć na Twoją wypasioną chatę - rozejrzałem się i oparłem teraz łokcie o swoje kolana, puszczając dłonie luźno pomiędzy nogami i uśmiechnąłem się wrednie. - Wysyłasz dziewczyny do urzędów miasta - Bill spojrzał na mnie, a tamten zrobił zdziwioną minę. No co, nie chodzę nigdzie, jak nie zdobędę potrzebnych informacji.
-Ann Ci powiedziała?
-Masz nosa do biznesu - zarzuciłem znowu ramię na oparcie kanapy i uśmiechnąłem się złośliwie. -Ludzie ograniczeni przez życie w bogatych dzielnicach zobowiązani są opierać się na publikacjach gazet i tego co pokażą im w TV przez co w rezultacie żyjesz w luksusie - uśmiechnął się do mnie perfidnie.
-Zainteresowany połączeniem sił? - zaśmiałem się patrząc mu w oczy po tym jego pytaniu.
-Wybacz, ale nie jestem zainteresowany zdobywaniem dziewczyn.
-Nie o to mi chodziło. Klienci staliby w kolejce, aby Cię mieć. - usłyszałem jak Bill wstrzymał oddech, ale zlałem to. Spojrzałem na gostka spod byka uśmiechając się jednym kącikiem ust.
-Chcesz, żebym sprzedawał swoje ciało?
-Ich zapotrzebowanie nie zna granic, za tą pracę dostaniesz więcej niż za dragi, czy aktorstwo - spodobała mi się ta gra słów. Dalej uśmiechałem się do niego.
-Jesteś szalony? Zbyt duża ilość alkoholu wyniszcza Twoje szare komórki? 
-Przestań grać. Jesteś tak samo zły, jak ja. Nie musisz grać skromnego.
-Zamknij się! - to był Bill. Wydarł się tak raptownie, że i mnie zaskoczył. Rzucił pustym już kubkiem po kawie w  twarz faceta i przebiegł  po ławie dzielącej nas z facetem i rzucił się na niego. Złapał go za koszulę i zaczął tak mocno nią ściskać, że facet zaczął się dusić. Pierwszy raz widziałem go tak wściekłego. 
-Jak możesz mówić takie wulgarne rzeczy?! Nie masz wstydu?! Przeproś! Przeproś go! - darł się na niego i nawet na chwilę nie puszczał uścisku.
-P-przepraszam... M-myliłem się... 
-Przeproś Toma! - krzyknął mocniej ściskając jego koszulę. Podbiegłem do niego i odciągnąłem go od Huga.
-Wystarczy Bill. Zabijesz go! Bill! - cały drżał ze złości i dopiero teraz przekonałem się ile on może mieć siły - Ej, Bill! Co jest Bill? - uspokoił się, więc go puściłem. Odwrócił się do mnie przodem - Co Cię tak wkurzyło?
-Głupi! - wydarł się na mnie, czym mnie zaskoczył. - On Cię obraził! Powiedział te wszystkie niemiłe rzeczy. Dlaczego nie jesteś zły? Głupi... - zaczął płakać, co w ogóle zbiło mnie z tropu. - Jestem naprawdę upokorzony... - szepnął i patrzyłem na niego, aż w końcu położyłem dłoń na jego ramieniu.
-Bill, nie powinieneś wylewać łez za kogoś innego. Powinieneś płakać i walczyć tylko dla własnego dobra... Wystarczy... Chodźmy do domu - poklepałem go po ramieniu, a on przetarł oczy.

1 komentarz: