niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 2


Przyglądałem się temu, co robią Billowi. Jeden z tych oprychów zaczął dotykać go po jego szczupłych udach, idealnie podkreślonych w czarnych, obcisłych rurkach. Podałem swoją ujebaną bluzę Alexsowi.
-Zaparkuj tam gdzie kiedyś, jak spierdalaliśmy przed bandą Chudego, dobra? - spojrzałem w jego błękitne oczy swoimi kawowymi tęczówkami i poprawiłem na umięśnionych ramionach swoją białą koszulę, na której również była plama po jakimś drinku.
-Godfather, dlaczego chcesz pomóc komuś takiemu jak ten chłopak? Dlaczego, w ogóle chcesz komuś pomóc? Przecież to do Ciebie nie podobne prawda? - Alex wpatrywał się we mnie tym swoim natarczywym błękitnym wzrokiem. Spojrzałem na Billa i spuściłem na chwilę głowę, przez co czarne, długie warkoczyki zsunęły mi się na przód.
-Dlaczego Alex? Bo to mój brat bliźniak...
-C-Co?!
-Wyjaśnię Ci to później... Zrób to o co Cię prosiłem, dobra? - po tych słowach, nawet na niego nie patrząc, wsunąłem swoje duże, męskie dłonie w kieszenie czarnych, luźnych spodni i ruszyłem wolnym krokiem w stronę brata. Wiedziałem, że Alex zrobi to, co powiedziałem. Odkąd spiknęliśmy się, gdy żyłem samotnie na ulicy, trzymamy się razem i wiem, że jest jedyną osobą, której w tym skurwiałym świecie mogę ufać. Podszedłem do grupki znajdującej się przede mną, stawiając leniwie swoje stopy odziane w biało-czarne adidasy. Zatrzymałem się przed nimi i przyjrzałem się dokładnie Billowi. Cały drżał i zaciskał mocno powieki, na których znajdowały się czarne cienie, a na rzęsach tusz.  Ani trochę ta kruchota się nie zmieniła. 
-Nadal zachowujesz się jak ciota Bill... - wymruczałem złośliwie, a on spojrzał na mnie szeroko otwierając swoje kakaowe oczy. Reszta zgrai też się we mnie wpatrywała, ale mnie interesowały tylko reakcje braciszka przez którego skończyłem, jak łajza na ulicy. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. No cóż, z wyglądu zmieniłem się diametralnie, ale na pewno poznał mój głos.
-T-To...
-Godfather! Czego chcesz?
-Tego chłopaka panienki - uśmiechnąłem się do nich ironicznie i zmierzyłem każdego od stóp po samą głowę. Tak, doskonale znałem takich, jak oni. Osiedlowi pajace, tacy gangsta style, a jak przyjdzie co do czego, to nogi z waty. Zaczepiać słabszych zawsze przychodzi takim łatwo. Teraz też pewnie myślą, że mają przewagę, bo ja jestem jeden , a nich jest czterech. 
-Panienki?! Uważaj, co mówisz! To, że rządzisz tym miastem, nie znaczy, że nie spuścimy Ci manta Godfather! - Uśmiechałem się tylko do nich wrednie i z lekkim politowaniem. Jeden z nich wyjął duży myśliwski nóż i zaczął nim wymachiwać, jakby liczył na to, że mnie to wystraszy. Na szczęście jeden miał olej w głowie i spojrzał na niego wrogo.
-Co Ty człowieku..?! Schowaj kurwa ten nóż!
-Nie wkurwiaj mnie...
-Schowaj ten nóż!Pojebało Cię?
-O co Ci kurwa biega?
Taa... Teraz kłótnia między bandą idiotów, jak ja to kocham. Jakiś z bandy wyjął broń  i spojrzał na faceta z nożem.
-Co? Chcesz pierdzieć dwuotworowo?
-Ok ok... Po co te nerwy? Spokojnie... - po tych słowach schował nóż, a ja zacząłem śmiać się z nich, jakbym oglądał co najmniej Kac Vegas. 
-Odsuńcie się i oddajcie mi chłopaka, a sprawy między sobą załatwicie już beze mnie, co? - uniosłem jedną czarną, gęstą brew ku górze, ale widząc ich miny wiedziałem, że tak łatwo to nie pójdzie. 
-A co? Tak bardzo Ci zależy na tym chłoptasiu? - po jego słowach Bill spojrzał na mnie, jakby cholernie oczekując odpowiedzi na to pytanie.
-Zależy to mi na moich interesach i kasie - powiedziałem bez mrugnięcia okiem i całkowicie poważniejąc. Widząc minę Billa, na moje pełne usta wkradł się wredny uśmiech. Smutek na jego twarzy i coś na obraz żalu cholernie mi się spodobało. Nie byłem już dawnym Tomem, którego znał. Wyjąłem dłonie z kieszeni czarnych spodni i poprawiłem koszulę wodząc kawowymi tęczówkami, ukrytymi pod czarnymi okularami przeciwsłonecznymi, po chłopakach.
-Na razie jestem miły, ale powoli zaczynam tracić cierpliwość! - warknąłem i zdjąłem swoje okulary, wpatrując się w nich swoim zimnym i morderczym wzrokiem. Widząc, że jednak żaden z kretynów nie ma zamiaru mnie słuchać, podszedłem do jednego z nich i bez ostrzeżenia wyjebałem mu z kolana w brzuch. Facet zgiął się w pól wydając przy tym głośne stęknięcie i trzymając się za brzuch upadł na ziemię kuląc się jak małe dziecko. Doskonale wiedziałem, czym groziło to, co przed chwilą zrobiłem. Bill stał w miejscu i wpatrywał się we mnie zszokowany. Uśmiechnąłem się do niego zadziornie i puściłem mu śmiałe oczko, na co on ku mojemu zaskoczeniu, zarumienił się i spojrzał gdzieś w bok. Zaśmiałem się w myślach i rozejrzałem się po pozostałych chłopakach. Kolejny rzucił się na mnie z bronią, ale byłem od niego szybszy i złapałem go za nadgarstki, od razu kierując gnata w ziemię i już po chwili po ulicy rozległ się huk wystrzału. Nikt z nas nie oberwał, więc korzystając z okazji wywaliłem kolesiowi z bani w ryj łamiąc mu tym samym nos. Odepchnąłem go od siebie z wrednym uśmieszkiem na ustach. Boże, z czym oni do ludzi...
-TOM! - usłyszałem krzyk Billa, który raptownie znalazł się koło mnie zasłaniając mnie swoim ciałem, a koleś który obracał wcześniej w dłoniach nóż przejechał nim po jego przedramieniu na co Bill aż krzyknął z bólu. Dobra byłem kutasem i to największym, jakiego nosiła ta planeta, ale nikt prócz mnie, nie będzie znęcał się nad moim bratem! 
-Bill Ty idioto! - ryknąłem, odpychając go na bok, że prawie zaliczył glebę. Złapałem za łachy faceta, który już po chwili miał 'przyjemne' spotkanie z moją pięścią, a do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk łamanych kości - poszła mu szczęka. Rozejrzałem się po nich i został jeden, ale zrobił krok w tył, jak tylko na niego spojrzałem. Byli to ludzie, którzy tylko patrzeć, a wezwą posiłki, ale z braciszkiem robiącym za moją osobistą tarczę, to nie dam im rady. Podbiegłem do Billa i złapałem go za jego szczupłą dłoń zakończoną pomalowanymi na czarno, długimi paznokciami. Ruszyłem z kopyta jedną z uliczek ciągnąc go za sobą. Czułem na swoich plecach jego wzrok.
-T-Tom...
-Zamknij się i po prostu biegnij za mną! - warknąłem i spojrzałem na niego przez ramię. Zauważyłem coś, co nie wróżyło nic dobrego. Z jego przedramienia leciało sporo krwi, a ta zostawiała po nas ślady w postaci czerwonych plam na ulicy. 
-Ściągaj tą koszulę1 - rzuciłem krótko dalej biegnąc z nim przed siebie, jednak co chwila patrząc na niego przez ramię.
-C-co? - spojrzał na mnie przerażony i raptownie poczerwieniał na twarzy.
-Daj spokój, przecież widzę, że masz coś pod nią! Wyśledzą nas przez te ślady krwi, owiniesz ranę tą koszulą! Ściągaj ją!
-To moja ulubiona... kupiłem ją za tyle kasy...
-Ściągaj ją! Życie jest chyba dla Ciebie ważniejsze co? - zaczął mnie wkurwiać. Ja go tu ratuje, a on kurwa taki rozwydrzony jest. Jednak widząc, jak zatrzymuje się i szybko ściąga koszulę owijając nią ranę, uśmiechnąłem się. Spojrzał na mnie tymi swoimi ciemny tęczówkami  i odwzajemnił uśmiech.
-Co teraz? Jak im uciekniemy? - spojrzał przez swoje ramię przez co jego długie włosy poruszyły się na jego szczupłych ramionach. Na jego pytanie, uśmiechnąłem się cwanie, bo już widziałem swoje auto i Alexa. Podszedłem do niego, a on z daleka rzucił mi kluczki i odjechał innym autem.
-Za pomocą tego. Wsiadaj! - otworzyłem drzwi sportowego, czarnego audi i usiadłem za kierownicą. Bill wsiadł zaraz za mną, zajmując siedzenie obok mnie. Ruszył z piskiem opon po wcześniejszym odpaleniu kluczykiem silnika. Przez pewien czas jechaliśmy w milczeniu i czując na sobie co rusz jego wzrok, kątem oka spojrzałem na niego.
-No co?
-Dzięki, że mi pomogłeś Tom - uśmiechnął się do mnie, a ja zmierzyłem go wzrokiem.
-Zauważyłeś? - zapytałem z nutką złośliwości w głosie, a na moich pełnych, malinowych ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.
-Co takiego?
-Jestem od Ciebie wyższy - oderwałem wzrok od ulicy i spojrzałem na niego z szerszym uśmiechem.
-Nie prawda! - podniósł lekko głos i spojrzał na mnie z dobrze znanym mi wyrazem twarzy.  Ja patrzyłem ponownie na jezdnię, chociaż przyznać muszę, że uwagę to ja mam cholernie podzielną. 
-W ogóle jakiś taki niedożywiony jesteś. Sama skóra i kości. Na Twoim miejscu nie pokazywałbym się nago przed dziewczyną - uśmiechnąłem się złośliwie, bo denerwowanie go jakoś mi się podobało. Znowu na niego spojrzałem, a on przeniósł wzrok gdzieś na bok i widać było, że jest zawstydzony tymi słowami..
-Nikt Cię nie prosił o zdanie! W ogóle widziałeś mnie kiedyś nago? Oprócz tego jak byliśmy dziećmi?
-A co byś zrobił, gdybym powiedział, że tak? - mój uśmiech z każdym wypowiadanym słowem stawał się coraz szerszy. Bill spojrzał na mnie zszokowany tymi słowami, robiąc duże oczy i rumieniąc się na tych zapadniętych policzkach.
-Tom, obserwowałeś mnie przez ten cały czas? - no i trafił w sedno. Prawda była taka, że przez te cztery lata śledziłem go i upewniałem się, że wszystko jest z nim ok. Po tym co przeszedłem przez niego na ulicy znienawidziłem go, ale był to w końcu mój brat prawda? 
-O czym Ty mówisz?
-Nie rżnij głupka! Czułem, że ktoś przez te 4 lata mnie obserwował! To byłeś ty prawda? - wlepiał we mnie te swoje kasztanowe tęczówki mając pomiędzy gęstymi, czarnymi brwiami taką samą zmarszczkę jak ja.
-Aż tak mi się nie nudzi - uśmiechnąłem się tylko jednym kącikiem swoim pełnych warg.
-Więc wytłumacz mi to! - nie mogłem z niego. Od zawsze był taki ostrożny w tym co robił i bał się zrobić coś 'złego'. Ciekawe co by zrobił, jakby dowiedział się, jaki teraz jestem.
-Jeśli czegoś nie rozumiesz nie kiwniesz nawet palcem. Żądasz dokładnego wyjaśnienia sytuacji, w jakiej się znajdziesz. - mówiłem to spokojnie swoim niskim, męskim głosem, a uśmiech nie schodził z moich ust.
-Co Ty możesz o mnie wiedzieć? Takie uwagi zachowaj dla siebie! Chcę tylko poznać prawdę.... Dlaczego musiało do tego dojść i co teraz będzie dalej? Mam mętlik w głowie i póki on jest to nic nie zrobię! - spuścił tą swoją czarną czuprynę i krzyczał na mnie, jakbym mu co najmniej krzywdę robił. Przecież wiadomo jest, że stary wyjebał mnie przez to, że mu wyjebałem i stanąłem w obronie brata. Co tu rozumieć? Dałem ostro po hamulcach, aż nami szarpnęło i złapałem go za ciuchy przyciągając do siebie.
-Lepiej zacznij! Nigdy więcej nie chcę słyszeć tych rozwydrzonych bzdur! Zostałem wyrzucony z chaty, bo stanąłem w Twojej obronie! Wbij to sobie do głowy! - posłałem mu mordercze spojrzenie, bo wyprowadził mnie trochę z równowagi i pchnąłem go na drzwi auta.Swoją dużą, męską dłonią przetarłem twarz i spojrzałem na niego. Był przerażony i jakby zawiedziony tym jaki jestem.
-Bill mogę wiedzieć co robiłeś pod tym klubem? Przecież to najgorsza dzielnica. 
-Szukałem Ciebie?
-Mnie? - Zaskoczył mnie tym i to nie mało - a po kiego chuja? Przecież wiesz, że unikałem spotkania, bo miałem zakaz
-Tak, ojciec... ojciec chce, żebyś wrócił... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz