niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 11


Wczoraj wypiłem trochę za dużo przez co odważyłem się na to do czego doszło. Co jak co, ale ten kościotrup był w końcu moim bratem. Jednak źle się stało – dla niego, bo było mi zajebiście. Nikt do tej pory nie dał mi takiej przyjemności, jak ten jego ciasny, zgrabny tyłek. Na samo wspomnienie o nim znowu miałem ochotę znaleźć się w Billu. Obserwowałem go uważnie i mogę przyznać, że to w jakim był stanie cholernie mnie pobudzało. Siniaki, pogryziona szyja i uszy, zadrapania… Do całości dochodziło drżenie jego ciała, które całkowicie przeczyło temu jaką przyjął postawę. Patrząc mu bezczelnie w oczy z łobuzerskim, przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej. 
- Nie bój się, nie zamierzam tego powtórzyć… przynajmniej na razie… - zaśmiałem się cicho widząc przerażenie w jego oczach, które było lustrzanym odbiciem moich. Wybrałem na ofiarę własnego brata… Cóż… jedyne co mogę stwierdzić, to to że masz teraz przejebane Billy. Wziąłem go na ręce owiniętego szczelnie w kołdrę. Pomimo, że się mnie bał i wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić, nie stawiał oporu. Położyłem go na łóżku przyglądając się pościeli. Było na niej sporo krwi i wiadome było czyja to krew. 
- A teraz uparty, buntowniczy braciszku leż, to szybciej do siebie dojdziesz. Dałem ci zastrzyk przeciwbólowy, więc nie powinieneś odczuwać bólu…
-Dziękuję za ulżenie mi w cierpieniu wielmożny, wielki bracie, a teraz zjeżdżaj stąd! – syknął mierząc mnie wściekłym wzrokiem i położył się na dużych, aksamitnych poduszkach naciągając kołdrę po samą szyję. Tego właściwie się spodziewałem. Pomimo, że sięmnie bał był jak osa… Podobało mi się to w nim. Zaśmiałem się patrząc na niego i podszedłem do krzesła, na którym wcześniej siedziałem . Usiadłem na nim wygodnie obserwując Billa z zadziornym uśmiechem na ustach.
- A co jeśli powiem, że stąd nie pójdę? Chciałbym zauważyć Bill, że to jest MÓJ dom, a ty jesteś tu tylko gościem. – mruknąłem unosząc jedną z czarnych, gęstych brwi do góry i złączyłem przed sobą dłonie. 
-Trzeba było nie być takim dumnym i upartym, a nie cierpiałbyś aż tak bardzo,,, - zaśmiałem się mierząc go uważnie, a raczej kołdrę pod którą się cały schował.
-Dobra TWÓJ, ale sam dałeś mi do cholery ten pokój, więc bądź kurwa tak miły i WYPIERDALAJ z mojego pokoju!  - warknął spod kołdry, a ja zaśmiałem się głośno. No proszę… Jak widać mój braciszek ma też pazurki… Proszę… Proszę…
-Jakoś nigdzie się nie wybieram, chętnie sobie popatrzę na twoją osobę, której przez 4 lata nie miałem „przyjemności” oglądać… - wtedy kołdra opadła, a mi ukazała się odkryta do połowy sylwetka Billa.
-Dlaczego jeszcze tu jesteś? Dlaczego dręczysz mnie swoją obecnością? Czego ty ode mnie oczekujesz?! – uśmiechnąłem się widząc w jego oczach złość, która była wytłumaczalna w każdym calu. Ale po 4 latach chciałem zadawać mu ból… cierpienie… a na jego nieszczęście po wczorajszej nocy dochodziło też to, że gówniarz mnie po porostu podniecał i fascynował.
-Niczego od ciebie nie oczekuję, po prostu tu sobie siedzę – wzruszyłem ramionami i zdjąłem bluzę łącznie z koszulką, bo w tym pokoju było strasznie gorąco. Ukazałem tym samym swoje idealnie umięśnione ciało. Bill przekręcił głowę w bok, aby na mnie nie patrzeć a ja zacząłem sobie chodzić po pokoju.
-Nie bój się… na razie nic ci nie zrobię… - podszedłem do szafki z książkami i zacząłem je przeglądać – A… Właśnie… Łap! – wyjąłem z kieszeni moich luźnych, o dwa numery za dużych spodni  pudełko i rzuciłem je Bilowi – Masz tu jeszcze jeden zastrzyk, bo rozwalone ramię plus boląca dupa… hmm… To musi boleć… - widziałem jak złapał opakowanie i położył je na szafkę nocną.
-Zrobić ci ten drugi zastrzyk? Bo sam tego raczej nie zrobisz co? – wróciłem do krzesła i usiadłem na nim patrząc na Billa. – Widzisz gdybyś się nie malował jak laska i do tego od razu zrobił wczoraj to co kazałem to nic by nie było. –powiedziałem bawiąc się jontem wyjętym wcześniej z opakowania. 
-Nie pouczaj mnie szmaciarzu, bo źle skończysz. 
Słysząc to aż zagotowało mi się w żyłach.
-SZMACIARZU?! – warknąłem wstając gwałtownie z krzesła i patrząc na Billa z mordem w oczach – Nazwij mnie tak jeszcze raz, a przerucham cię moim gnatem, że jego wylot wyjdzie ci mordą!! – warknąłem.
-Szzzmaciarzzzzz – mruknął przeciągle, a ja ruszyłem w jego stronę z zamiarem wyjebania mu w tą jego sweetaśną mordę, ale chyba się przestraszył bo zaraz dodał.
-Dobra zrób mi ten zastrzyk, ale jeśli poczuję tą igłę to tak skopię ci jaja, że już w życiu nie będziesz mógł ruchać! – powiedział patrząc na mnie spod byka. Nie wiem czemu ale tym tekstem tak mnie rozbawił, że od razu się opanowałem. Uśmiechnąłem się tylko kątem warg patrząc na niego dominująco.
-Nie pluj się już tak – mruknąłem i podszedłem do szafki. Wyjąłem strzykawkę i nałożyłem igłę-  Gdzie chcesz? W dupę, czy w rękę?
-W dupę? Chyba śnisz kochany! W ramię. Szybko i bezboleśnie – warknął na mnie przekręcając głowę w bok.
-No proszę… Boimy się igieł. Taki twardziel? – zaśmiałem się głośno patrząc na jego ramię.
-Nie boję się tylko to nieprzyjemne… - burknął pod nosem, a ja bez ostrzeżenia wbiłem mu igłę w rękę robiąc zastrzyk i słysząc jego syknięcie.
-Przez moment będzie cię cholernie bolało ramię, ale szybko ci przejdzie. – podszedłem do kosza na śmieci i wyrzuciłem strzykawkę. Wróciłem do krzesła i nałożyłem na siebie koszulkę i bluzę. 
-Kuruj się, a ja spadam bo mam więcej na głowie niż panisko siedzące na dupie w chacie – rzuciłem krótko i już miałem wychodzić, kiedy sobie coś przypomniałem. Podszedłem do niego z szerokim uśmiechem na ustach, złapałem go za włosy i odchyliłem jego głowę w bok. Przybliżyłem usta do jego ucha.
-I jeszcze jedno… Nie opuścisz tego domu… Nie wyjdziesz bez mojej zgody i będziesz mnie słuchał, jak suka słucha swojego pana. A jak nie… Zabiję cię, ale nim to zrobię, będę na twoich oczach w okrutny sposób zabijał tą kurwę zwaną naszą matką – wyszeptałem mu w ucho i zaśmiałem się. Tak wiedziałem gdzie uderzyć w brata… Pomimo, że ja matki nienawidziłem, on ją szanował i kochał. Przesunąłem językiem po jego policzku i puszczając jego włosy ruszyłem z zamiarem opuszczenia jego pokoju. Czułem przerażenie i paraliżujący strach bijący od niego. 
-K-kim ty jesteś? – wyjąkał drżącym ze strachu głosem, a ja jak spojrzałem na niego z cwanym uśmiechem przez własne ramie, zauważyłem jak obejmuje się rękami i cały drży.
-Twoim bratem w nowym, lepszym wydaniu… Na pewno słyszałeś o Godfatherze… Hmm.. Właśnie stoi przed tobą w całej okazałości… - uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem do niego przodem. Miał tak bardzo przerażoną minę, że myślałem że mi tu zaraz zemdleje. Szeroko otwarte oczy, trzęsące się ramiona… 
-Uuu… Po minie wnioskuję, że jednak wiesz kim jest teraz twój braciszek… - zaśmiałem się pod nosem jak psychopata. Ruszyłem w jego stronę z dłoniami w kieszeniach. Ponownie się nad nim nachyliłem, a moje usta po raz kolejny znalazły się na wysokości jego ucha.
-A swoją drogą Billy… Tak cholernie mi się stawiałeś w nocy… Niby tego nie chciałeś, płakałeś i krzyczałeś, ale jak ściskałem twojego penisa to był on sztywny i twardy.. Wręcz gotowy do akcji… Jesteś pierdolonym masochistą wiesz suko?! – wymruczałem w jego ucho i wyprostowałem się. Nie obejmował się już rękoma. Siedział na łóżku i miał czerwone policzki. Jego ciało drżało, a dłonie zaciśnięte były na kołdrze, ale to pewnie przez to, że się mnie bał. Po chwili po jego policzkach popłynęły przezroczyste, słone łzy.
-Oj… Nie płacz Bill… Co prawda upokorzyłem cię i odebrałem to co do mnie należy… Ale powinieneś się cieszyć, że od dziś będziesz moją dziwką. – ukucnąłem przed łóżkiem i złapałem go za podbródek siłą przekręcając jego twarz w kierunku swojej.
-A teraz masz mnie pocałować! 
-N-Nie… Nie chcę! – krzyknął i płacząc, drżąc jak liść na wietrze energicznie pokręcił na boki głową.
-Słucham?! – warknąłem wściekły. – Jesteś moją suką, która ma słuchać tego co jej karzę! – wstałem i nie hamując się ani trochę uderzyłem go w twarz tak mocno, że całkowicie upadł na łóżko. Dotknął policzka łkając jak dziecko, a ja złapałem go za włosy i z całej siły szarpiąc za nie posadziłem na łóżku. Po pokoju rozległ się pisk Billa, a jego drobne dłonie złapały mój nadgarstek.
-Skoro suko nie rozumiesz po dobroci, to załatwię to w swoim stylu! - warknąłem mu prosto w twarz z ani trochę nieukrywaną wściekłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz