niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 4


-No co tak na mnie patrzysz? Wprowadzasz się do mnie, no chyba że nie chcesz - wyciągnąłem przed siebie otwarte duże dłonie. - To luz, w końcu nie widzieliśmy się przez 4 lata nie? - Tak idealny plan, zagrać na jego uczuciach.
-C-Chcę! Bardzo chcę Tom! - Wstał jak oparzony, podbiegł do mnie i rzucił mi się na szyję. No to teraz sobie będę mógł dotykać. Uśmiechnąłem się cwanie i przesunąłem swoimi dużymi dłoniami po jego smukłych plecach. Oderwał się ode mnie i pobiegł na górę, jak mniemam do swojego pokoju. Po kilku minutach zbiegł na dół z przewieszoną przez ramię, sportową torbą i podbiegł do mnie. 
-Jestem gotowy! - Był tak szczęśliwy, jak mały piesek. 
-Ok - spojrzałem na matkę - mam nadzieję, że ten skurwiel szybko zdechnie i będziesz mieć trochę życia dla siebie - po moich słowach stara się poryczała, a ja opuściłem dom idąc do samochodu. Bill spojrzał na matkę, ale nie podszedł do niej, jakby bał się, że znowu mu zniknę na kolejne 4 lata. 
-T-Tom! - wybiegł z domu do mnie, a ja właśnie otwierałem drzwi od strony kierowcy. Spojrzałem w jego oczy swoimi karmelowymi tęczówkami i zauważyłem, że jest na mnie wkurwiony. - No co? Chyba nie myślałeś, że jest mi ich żal? Nie po tym jak ojciec mnie wyjebał, a ona nie kiwnęła nawet palcem by mi pomóc. Poza tym nie pierwszy raz... - Zaśmiałem się głośno i wsiadłem do samochodu czekając aż on raczy ruszyć tą swoją chudą dupę i wejdzie w końcu do samochodu. Najpierw otworzył drzwi z tyłu i wrzucił swoją wypakowaną torbę,  a następnie powoli wsiadł do auta, zajmując miejsce pasażera obok mnie. Bez słowa przekręciłem kluczyk w stacyjce i opuściłem podjazd tego domu, ruszając w stronę swojej posiadłości. Miałem dość tego dnia. Papiery, potem idiota w klubie z którym i tak nie było mi dane pogadać, dwie kelnerki ujebały mi ciuchy, no i na deser...rodzinka. Jestem wytrzymałym facetem, ale nawet jak dla mnie było tego zbyt wiele i byłem po prostu padnięty. Marzył mi się ciepły prysznic i łóżko z moją kochaną satynową pościelą. Po kilku minutach staliśmy przed moją willą. Otworzyłem bramę na pilot i wjechałem na jej teren. Zatrzymałem samochód na podjeździe wykonanym z czerwonej kostki. Bill wysunął się nieco do przodu, by móc lepiej obserwować wszystko z przedniej szyby, a ja w tym czasie wyjąłem kluczyki ze stacyjki.
-T-Ty tu mieszkasz Tom?! - krzyknął i spojrzał na mnie swoimi szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, że zrobiło to na nim aż takie wrażenie.
-Tak, witaj w mojej rzeczywistości Bill - uśmiechnąłem się do niego szeroko, po czym opuściłem samochód zamykając za sobą drzwi. On zrobił to samo szybko po mnie i nawet nie biorąc torby zaczął rozglądać się po moim ogromnym ogródku, który był cały w przepięknych kwiatach. Nacisnąłem pilot, a brama powoli zamknęła się. Odwróciłem się w stronę domu i podszedłem do drzwi wejściowych, otwierając je kluczykiem.
-Panienki przodem - zaśmiałem się wpatrując w niego i zaprosiłem go do środka gestem dłoni. 
-Bardzo zabawne Tom! - strzelił mnie w ramię dłonią, co odczułem jak muśnięcie skrzydeł motyla. Oj braciszku ze mną to Ty nie miałbyś żadnych szans. Wszedłem za nim od razu przekręcając drzwi na zamek. Bill rozglądał się po wnętrzu z otwartymi ustami, jakby co najmniej zwiedzał muzeum. 
-Przyzwyczaisz się, w końcu od dziś to jest też Twój dom. Dobra, ja idę się wykąpać. Pójdziemy do mnie do pokoju i tam na mnie poczekasz, no chyba, że wolisz poczekać w salonie. - oparłem się bokiem ciała o framugę i czekałem na jego odpowiedź.
-Do Twojego pokoju? Tak, chcę zobaczyć jak wygląda! - Uśmiechnął się szeroko do mnie, mając jakieś dziwne iskierki w oczach. Nadal zachowywał się jak dziecko, a przecież ma już 22 lata. Pokręciłem na boki głową rozbawiony jego zachowaniem, a moje warkoczyki poruszyły się na moich ramionach. Weszliśmy po dużych, drewnianych schodach na górę i znaleźliśmy się na dużym korytarzu. Tam poprowadziłem go do swojego pokoju. Był pomalowany na bordowo, a przy oknie stało wielkie łóżko idealnie nakryte. Przy ścianach stało wiele regałów z książkami, w końcu polubiłem czytać i teraz w sumie to one były ozdobą mojego pokoju. 
-Dobra, to rozgość się, a ja idę wziąć szybki prysznic - po chwili zniknąłem za jedynymi drzwiami, które znajdowały się w pomieszczeniu. Podszedłem do kabiny prysznicowej i powoli  zsunąłem z siebie części garderoby. Kiedy zsunąłem swoje czarne, luźne bokserki na kostki, wyszedłem z materiału leżącego teraz na kafelkowej podłodze. Wszedłem do  kabiny prysznicowej wcześniej rozsuwając ruchome , szklane drzwiczki. Odkręciłem wodę ustawiając na odpowiednią dla siebie i przełączyłem jej strumień na deszczownicę. Stałem spokojnie, kiedy ciepłe krople wody zaczęły zalewać moje całe ciało. Odchyliłem do tyłu głowę pozwalając wodzie spływać po mojej twarzy. Przetarłem ją jedną dłonią i schyliłem się  po nawilżający żel pod prysznic. Nalałem dość sporą ilość na dłoń i dokładnie zacząłem myć swoje ciało. Dochodząc do wniosku,  że jestem już dokładnie umyty, spłukałem z siebie pianę i zakręciłem wodę, wychodząc z kabiny cały mokry. Podniosłem leżące na podłodze ciuchy i wrzuciłem je do wiklinowego kosza z brudami. Powoli podszedłem do dużego lustra i stojąc przed nim dokładnie przyjrzałem się swojemu lustrzanemu odbiciu. Miałem idealnie wyrzeźbione ciało po godzinach przesiadywania w siłowni, która znajdowała się w „podziemiach” mojego wielkiego domu. Pomimo, że moje ciało było pięknie umięśnione, zdobiły je przeróżnego rodzaju blizny, które nabyłem podczas walk jakie stoczyłem przez zostawioną już za sobą młodość. Uśmiechnąłem się do własnego odbicia i sięgnąłem z szafki puchaty, kremowy ręcznik. Wytarłem nim dokładnie ciało i zawiązałem szczelnie na biodrach. W dłoń złapałem drugi puchaty ręcznik tego samego koloru i nałożyłem go na głowę, Chciałem zobaczyć co robi Bill, więc otworzyłem cicho drzwi. Oglądał moje półki z książkami, więc uśmiechnąłem się i obserwowałem go uważnie. 
-Są tu same książki? - wtedy zauważyłem jak do pokoju wchodzi mój pies Rufu- Husky długowłosy. Zapiszczał cicho, a Bill podszedł do niego, a pies położył mu pod nogami książkę. Bill schylił się po nią i otworzył ją na miejscu gdzie była zaznaczona strona tasiemką. Rufus usiadł na przeciwko niego i szczeknął. Zawsze tak robił, bo kochał jak mu czytałem. 
-Chcesz, żebym Ci poczytał? - Pies tylko szczeknął w odpowiedzi i zamachał ogonem, a Bill przeniósł swoje karmelowe spojrzenie, na białe kartki z czarnymi literami.
-Ciągle ten sam zapach krwi! Wszystkie wonie Arabii nie obejmują tego zapachu z tej małej ręki! Och! Och! Och! Co to było za westchnienie! Ciężkież musi być brzemię na serc...- tak tu nie wytrzymałem i ujawniłem się.
-Twój monotonny styl czytania jest wręcz imponujący. Sam Magbet by się popłakał - powiedziałem z zadziornym uśmiechem stając już w pokoju do połowy nagi. Swoją jedną dłoń trzymałem na biodrze, a drugą położyłem na ręczniku, który znajdował się na mojej głowie. Bill spojrzał na mnie, a potem na Rufusa i pogłaskał go po łubie.
-Nazywasz się Magbet? - Myślałem, że nie dam rady i wybuchnę niekontrolowanym śmiechem, ale dałem radę. 
-To bohater tej książki - powiedziałem przechodząc koło niego i położyłem teraz obie dłonie na ręczniki, lekko pocierając go, a Bill zrobił zawstydzoną minę i zarumienił się na swoich zapadniętych policzkach. Muszę go częściej doprowadzać do takiego stanu. - O Szekspirze też nic nie słyszałeś? - zapytałem uśmiechając się wrednie i usiadłem na swoim wielkim łóżku.
-Zniechęcano nas do zagłębiania się w klasyczne utwory! - powiedział patrząc na mnie z nieukrywanym oburzeniem.Bill odłożył książkę na szklaną ławę i zastygł na chwilę wpatrując się przed siebie.
-Gdy byliśmy mali i Ciebie nie było w domu, mama często mi czytała - zaczął i spojrzał na mnie. Tego mi brakowało... Upierdliwego wspominania dawnych czasów. - Pamiętam opowieść o jaskółce i pomniku księcia stojącym w środku miasta.
-"Szczęśliwy książę" Oskar Wilde - Odpowiedziałem i wstałem z łóżka. Jak profesjonalny, teatralny aktor zacząłem grać odpowiednio do słów - Oddaj biednym mój rubin! Moje szafiry! Powlekające mnie złoto! - odpowiednio też igrałem ze swoim głosem, a Bill wpatrywał się we mnie jak oczarowany. Zacząłem śmiać się patrząc na niego i zarzuciłem swoje hebanowe warkoczyki na plecy - To opowieść o samozadowoleniu i hipokryzji, ludzi którzy nigdy nie zaznali prawdziwego cierpienia. Coś w Twoich klimatach - uśmiechnąłem się wrednie do niego i znowu usiadłem na łóżku. Bill zrobił smutną minę i spojrzał w bok. Muszę przyznać, że widok takiego wyrazu jego twarzy naprawdę mi się podobał.
-Myślisz Tom, że w ogóle nie cierpiałem, jak zniknąłeś i nie mogłem Cię znaleźć? - proszę Cię bo zaraz się popłaczę... haha! Braciszku Ty na serio nie wiesz, co Cię tu czeka co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz