środa, 28 listopada 2012

One shot :D

Dziś mam dla Was one shota :D Jakoś wpadł mi do głowy po przeczytaniu na blogu mojej kochanej wspólniczki z innego bloga :D Wiecie o kogo chodzi. Nie wiem czy to fajne, czy nie. Jednak mam nadzieję, że spodoba się i zostawicie jakieś opinie. Zapraszam do czytanie :D


Kiedy to wszystko się zaczęło? Sam nie pamiętam. Przyczyną tego była chyba sytuacja w moim domu. Wiecznie pijący rodzice, którzy potem kłócili się o byle co. Ja oczywiście musiałem tego słuchać. Miałem dość. Ostatnio te kłótnie nasiliły się, a ja nie potrafiłem skupić się na nauce. Spadły mi lekko oceny. Dlatego postanowiłem uciec i właśnie w ten oto sposób stałem się męską dziwką. Spodobało mi się to. Oczywiście na początku bolało, ale przeszło. Kasa była łatwa i szybka. A o to mi chodziło. Zabawne, że właśnie o takich sprawach myślę, kiedy jestem posuwany od tyłu przez starszego kolegę w jednej z klas.
-Mm… Mocniej
Nie musiałem tego powtarzać, bo już po chwili byłem mocno jebany. Tak było lepiej. Mój klient szybciej dochodził, a ja miałem kasę. Podniosłem głowę do góry i odchyliłem ciało, po to by po chwili opierać się plecami o tors chłopaka. Wtedy zobaczyłem, że ktoś nas obserwuje. Uśmiechnąłem się, bo doskonale wiedziałem kto to jest. Tom Kaulitz. Najlepszy uczeń i syn dyrektora szkoły. Daniel położył dłonie na moich biodrach i jeszcze szybciej zaczął poruszać się we mnie. Kilka sekund później głośno krzycząc doszliśmy wspólnie: on we mnie, a ja na podłogę. Sięgnąłem do torebki i wyjąłem wilgotne chusteczki. Daniel wyszedł ze mnie, zapiął rozporek i bez słowa opuścił klasę. Ja w tym czasie przemyłem tyłek, aby nasienie nie pobrudziło mi potem bielizny i spodni. Toma już nie było. Jak tylko doszliśmy uciekł. Będę musiał go złapać i załatwić to tak, aby nie wygadał nikomu. Moi klienci milczeli, bo zdawali sobie sprawę, że jeśli wyjdzie to na jaw to raz będę w tym siedzieć ze mną, a dwa nie będą mieli kogo pieprzyć. Ta cała buda jest szkołą dla chłopców. Nie ma tu cip aby mogli sobie ulżyć. Wytarłem się dokładnie i naciągnąłem bieliznę, spodnie i łapiąc torbę wyszedłem z klasy. W szatni założyłem buty i opuściłem szkołę. Wrócę zaraz do mojego chorego domu. Znajdując się koło niego, już na całej ulicy było słychać krzyki moich starych. Nie podobało mi się to. Znowu będę słuchać tego, a może nawet oberwę. Wszedłem do domu i nic nie mówiąc ruszyłem na górę. Zobaczyli mnie.
-A ty dokąd gówniarzu?
-Mam dużo pracy domowej. Jakbyście nie zauważyli to chodzę do szkoły.
-I nie wiemy po co. I tak jesteś zerem i nic z ciebie nigdy nie będzie.
-Wiem.
Po tych słowach uciekłem na górę. Gdy tylko znalazłem się w pokoju uderzyłem z pięści w ścianę. Chcę stąd uciec jak najszybciej. Tak nie da się żyć. Zapaliłem lampkę przy biurku i udawałem, że coś robię. Naprawdę opracowywałem plan, jak uciec z domu i co zrobić z tym Tomem. Pogrążony tymi sprawami zasnąłem i rano obudził mnie budzik. Wstałem z biurka, na którym leżałem zgięty w pół i wyszykowałem się do szkoły. Oczywiście prysznic to pierwsza sprawa, ponieważ będę mieć kilku klientów dziś. Po ogarnięciu się wybiegłem z domu. Nie jadałem w nim. Z kasy jaką zarabiałem swoim ciałem kupowałem śniadania w szkole. Wszedłem na stołówkę i oczywiście mijając bogatych gówniarzy byłem klepany po tyłku, co podsumowałem cwanym i zboczonym uśmiechem. Stało się to moim dniem powszechnym. Po zjedzeniu kanapek ruszyłem korytarzem w stronę klasy i… Zobaczyłem go. Cholera takiej okazji mogę więcej nie mieć. Przyśpieszyłem i kiedy byliśmy koło Sali biologicznej wepchnąłem go do niej i zamknąłem na klucz drzwi.
-Co ty wyprawiasz?! Śpieszę się. Przepuść mnie.
-Nie tak szybko kochany. Wczoraj widziałeś coś czego nie powinieneś. Dlatego wybacz, ale zamierzam zamknąć ci usteczka.
-Co?! Zejdź mi z drogi.
Odepchnął mnie i prawie upadłem. Jednak nie zrobiłem tego. Wściekłem się i łapiąc go za dredy powaliłem go na ziemię. Złapałem jego ręce na plecach i zdejmując jedną dłonią krawat, związałem mu nim nadgarstki. Był teraz bezbronny. Dmuchnąłem na jedno z pasemek, jakie opadło mi na twarz.
-Nie miałem tego w planach, ale nie dajesz mi wyjścia.
Przekręciłem go i oparłem go o ścianę. Nachyliłem się nad jego twarzą sunąc palcem po jego policzku.
-Nie martw się. Zajmę się twoją cnotą Tom .
Zaśmiałem się i rozpiąłem spodnie. Widziałem, że patrzy na mnie z przerażeniem i próbuje w stać. Wtedy za każdym razem pchałem go na podłogę. Po kilku minutach zmagań zostałem od pasa w górę tylko w koszuli. Klęknąłem przed nim i ukrywając twarz przed jego kroczem rozpiąłem mu spodnie.
-Przestań! To jest chore!
-Jasne…
Zaśmiałem się i wysunąłem jego członka. Ująłem go w usta i zacząłem mu obciągać. Już nie krzyczał. Po prostu zamilkł. Pracowałem głową i językiem aż mu nie stanie. Kiedy do tego doszło, podniosłem się i kładąc mu ręce na ramionach nabiłem się na jego członku. Wspólnie jęknęliśmy. Nie czekałem na nic, od razu zacząłem skakać na Tomie i po chwili wpiłem się w jego usta. Zaskoczył mnie bo oddał pocałunek, a już po chwili sam poruszał biodrami wychodząc naprzeciw moim ruchom tyłka. Nie trzeba było wiele i doszedł we mnie. Uśmiechnąłem się i rozwiązałem jego ręce. Patrzył na mnie w szoku.
-Gratuluję. Od dziś nie jesteś już prawiczkiem.
Zaśmiałem się przyglądając się jego twarzy. Uklęknąłem przed nim kładąc dłonie na udach.
-Ja..
-Co jest? Nie podobało się?
-To nie tak…
-To dobrze.
Podniosłem jego twarz za podbródek i wpiłem się w jego usta.
-To wynagrodzenie za trzymanie buzi na kłódkę.
Oblizałem usta i ubrałem się. Tak właśnie zaczęły się moje spokojnie dni w szkole. No prawie.
(…)
-Najpierw zapłata tak?
Dostałem odpowiednią kwotę i schowałem ją do kieszeni spodni.
-Dziękuję.
-Bill…
Przytulił mnie od tyłu całując moją szyję.
-Tak, wiem. Nie pośpieszaj mnie.
Rozpinałem koszulę, kiedy Denis mnie całował.
-W sumie po co ci ta kasa? Nie wyglądasz na takiego, który jej potrzebuje.
-Jestem w trakcie ucieczki z domu.
-Pokłóciłeś się ze starymi?
-Można to tak nazwać.
Odwróciłem się i zarzuciłem mu ręce na szyję.
-To może chciałbyś pomieszkać u mnie?
-Mogę? Pewnie, że chcę.
-Bill, czy te plotki o tobie i tym gościu są nieprawdą?
-Co? O czym ty mówisz…
Wpiłem się w jego usta z uśmiechem.
-Coś o tobie i synu naszego dyrektora.
Co?! Nagle drzwi w klasie otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak Tom.
-TUTAJ JESTEŚ!
Musiał przyleźć właśnie teraz? Rzucił mi się na szyję. Boże, jaki on jest irytujący.
-Wszędzie cię szukałem. Dlaczego nie poczekałeś na mnie rano i mówiłem, żebyśmy wspólnie zjedli lunch!
-Morda. Puszczaj mnie.
Odepchnąłem go od siebie.
-Poza tym jestem zajęty jakbyś nie zauważył.
-Bill, ale ten koleś zwiał.
-Co?!
Cholerny drań. Szybko włożyłem rękę w kieszeń. Przynajmniej mi zapłacił.
-Swoją drogą ten koleś to Adams z trzeciej klasy, prawda?
Westchnąłem i oparłem się o ławkę.
-Musisz mieć kupę wolnego czasu skoro znasz wszystkich z tej szkoły. Poza tym i co z tego?
-CO CI WE MNIE NIE PASUJE?!
-TU NIE CHODZI O NIEPODOBANIE SIĘTY DEBILU! STRACIŁEM PRZEZ CIEBIE WSZYSTKICH KLIENTÓW! WSZYSCY UCIEKLI!
-Klienci? Masz już przecież mnie…
Zacząłem zawiązywać krawat.
-Na początku miało ci to zamknąć mordę. Jeśli chcesz mnie mieć za chłopaka, to płać.
-Ale jesteśmy kochankami, prawda?
Boże weź w niego walnij piorunem czy coś! Boli mnie od tego głowa. Dziś stanowczo pokażę mu, że jest inaczej.
-Bill…
-Czego!
Podniosłem głowę i doznałem szoku. Tom bez ostrzeżenia wpił się w moje usta. Czemu on tak na mnie działa?!
-C-czek… nn..
Nie mogłem nic powiedzieć. Przejął całkowitą kontrolę. Zacisnąłem oczy czując jak walczy swoim językiem z moim. Złapałem go za koszulę, a moje ciało zaczęło drżeć. Po długim pocałunku oparłem głowę o jego ramię.
-lepiej mi idzie po tych 10 razach prawda?
-Nadal jest do dupy.. .
Zaczął całować mnie po głowie.
-Więc daj mi więcej ćwiczyć, tą główną część też.
Przytulił mnie mocno. Umie uczyć się naprawdę szybko.
-Dla ciebie Bill..
Otworzyłem szeroko oczy, a moje serce zaczęło bić mocno. W głowie powtórzyłem to co powiedział. Dla ciebie. Czułem, że rumienię się.
-N-nie prosiłem o to…
-ooo już prawie pora, aby nas odebrali.
Podszedł do swojej i mojej torebki. Zawsze jest wytrwały i na koniec wszystko idzie tak, jak on chce. Wyciągnął do mnie dłoń z szerokim uśmiechem na ustach.
-Chodźmy do domu, Bill.
Złapałem jego dłoń i szedłem za nim z głową w dół, aby włosy zakryły moją rumianą twarz. Łazi za mną wszędzie i przyczepił się mnie jak rzep psiego ogona, a ja już przez dziesięć dni non stop idę za tym rzepem i ląduję w tym samym domu.
-Mam ochotę na chińszczyznę i pudding, a ty?
-Spoko.
A najgorsze jest to, że nienawidzę siebie za to, że tańczę tak jak on zagra.
-Przy okazji. Śpijmy dziś razem Bill.
Zakryłem twarz dłonią płonąc po same uszy.
-Nie decyduj o tym sam idioto..
Chyba już zawsze będę podążał za tym rzepem…

piątek, 16 listopada 2012

Uwaga!

Razem z Czarną Pe piszę bloga :D Jest nowy i jest na nim na razie tylko jedna nota:] Jak coś zapraszam do czytania i komentowania:]

http://because-life-is-a-crown-of-thorns.blogspot.com/

czwartek, 15 listopada 2012

You will be mine: odcinek 3

Po tym co stało się na cmentarzu, zostałem zabrany do sypialni Trumpera. W jego sypialni zostałem pozbawiony ostatniego materiału, który chociaż trochę zakrywał moje ciało – koszuli. Po tym moje nadgarstki zostały przywiązane do moich kostek. W ten sposób Trumper miał lepszy dostęp do mojego tyłka. Nie był delikatny.
-Ah! N.. nie…
Uklęknął jednym kolanem na łóżku i złapał za moje uda. Uniósł w ten sposób mój tyłek i tym samym ułatwił sobie do niego dostęp. Wchodził teraz we mnie jeszcze głębiej.
-Ugh.. Boli…
W moich oczach ciągle były łzy. Sam nie wiem skąd się brały i czemu jeszcze ich wszystkich nie wylałem.
-Nie masz wyboru. Musisz wytrzymać… Przyzwyczaisz się do tego.
Po tych słowach jego pchnięcia stały się jeszcze silniejsze i brutalniejsze.
-N-nie… proszę… Ahh!!
Spojrzałem na niego jednym okiem. Jego twarz wyglądała przerażająco. Bałem się go. Wyglądał tak, jakby chciał mnie zabić. Wyciągnął przed moje oczy dłoń. W palcach trzymał moje szkiełko.
-Mam się nad tobą zlitować? A może odpowiesz mi szczerze na pytanie…
Przysunął szkiełko do swojego oka.
-Skąd masz to szkiełko? Jest rzadko spotykane, wydaje mi się, że gdzieś je już widziałem… I dlaczego jest dla ciebie aż takie ważne?
Zarumieniłem się, a on ponownie wyciągnął w moją stronę szkiełko.
-Co przede mną ukrywasz? Odpowiedź!
To było wtedy… kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Dlatego jest tak cenne dla mnie. Nikomu nie powiedziałem o tamtym spotkaniu. To mój sekret, moja pierwsza miłość, moje wspomnienie o tobie. Nie mogę przecież tego powiedzieć. Przekręciłem na bok głowę rumieniąc się jeszcze bardziej. Kątem oka zobaczyłem, że jest on wściekły.
-Kto ci to dał? O kim teraz myślisz?
Ponownie pokazał mi szkło przed oczami. Nachylił się nade mną, lądując między moimi nogami i położył dłoń na moim policzku.
-Bill… Pamiętaj, że jesteś moją własnością. Te bursztynowe oczy, ta zdrowa gładka skóra…
Odchylił się i wsunął mi w odbyt palec.
-… i to niezbadane nigdy wcześniej miejsce… To wszystko należy do mnie. Dlatego dobrze zrobisz, jeśli zerwiesz z poprzednim życiem, co oczywiście oznacza, że zapomnisz o tej osobie!
-P-Panie Trumper!
Wbił w moją nagą klatkę owo szkiełko i przesunął nim aż do brzucha. Moją skórę ozdobiła czerwona ciecz – krew.
-Nie patrz na nikogo innego, nie myśl o nikim innym, jak tylko o mnie!  Mój lojalny sługo!
Po tych słowach znowu we mnie wszedł posuwając mnie jeszcze ostrzej i brutalniej, jak kilka minut temu. Dlaczego nie mogłem mu tego zdradzić? Dlaczego nie mogłem powiedzieć mu, że ja…
-AAAA!!
Zaczął ciąć mnie tym szkłem wszędzie, oszczędził jedynie twarz. Potem nie wiem co się działo. Nie miałem siły aby ruszyć palcem czy powieką. Leżałem więc wycieńczony na łóżku Trumpera. Poczułem, jak ktoś mnie chce podnieść i wtedy usłyszałem głos tego, który całą dzisiejszą noc mnie gwałcił.
-David. Myślę, że tego tresowania było na dziś dla niego aż nad to. Wezwij lekarza zanim umrze.
Nie wiem ile tak leżałem. Jednak po jakimś czasie udało mi się wstać z łóżka. Odnalazłam koszulę w szafie. Była na pewno Trumpera. Nałożyłem ją na siebie i kiedy byłem schowany za wielką kotarą usłyszałem otwierane drzwi. Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Usłyszałem głos Davida, który kazał mężczyźnie streszczać się, ponieważ ma on godzinę. Ale godzinę na co? Trzymając kurczowo materiał od baldachimu wysunąłem się delikatnie.
-Kim… jesteś?
-Ah. To pewnie o ciebie im chodziło. Miło mi cię poznać. Nie bój się. Jestem lekarzem.
-Lekarz?
Podszedł do mnie i bacznie mnie obserwując usiadł na łóżku.
-Więc jak masz na imię?
-Bill..
-Bill.. pozwól mi się zbadać i wyleczyć twoje rany. Widać, że jesteś poważnie poraniony.
Złapał mnie za rękę w okolicy nadgarstka i rozpiął koszulę. Jego oczom ukazało się sporej wielkości nacięcie. Usiedliśmy na łóżko. Lekarz przecierał gazikami i wodą utlenioną moje rany. Nie byłem tylko pocięty. Byłem też pogryziony, a na nadgarstkach i kostkach miałem otarcia od sznurów i kajdan. Jeszcze bardziej rozpiął moją koszulę. Złapałem za nią.
-Coś się stało Bill? Nie miałeś nigdy kontaktu z normalnymi ludźmi?
Nagle zaczął on dotykać mojego sutka. Zadrżałem. Co on robi? Skuliłem się bardziej w sobie i chciałem odejść od niego, ale przytrzymał mnie za ramię.
-Nie ruszaj się. Wszystko w porządku. Chcę jedynie posmarować twoje rany. Połóż się.
Zrobiłem jak kazał. Jednak zakrywałem się szczelnie koszulą. Dobrze, że Trumper jest ode mnie o wiele większy i materiał koszuli sięgał mi ponad połowę ud. Spojrzałem na lekrza. Dlaczego jego wzrok mnie przeraża..? Podniósł moje nogi i moimi rękami oplótł je na wysokości kolan.
-Przytrzymaj je tak. Trochę wyżej…
Zarumieniłem się. Teraz widział mnie dosłownie całego.
-Co za okropna dziurka…
Wsadził we mnie palca i po chwili poruszania we mnie wyjął go. Byłem przerażony. Zamiast puścić nogi ścisnąłem je mocniej.
-Nasienie… Zostałeś zgwałcony?
Te słowa sprawiły, że poczułem się jakbym dostał po twarzy. Byłem cały czerwony, a moje serce zaczęło walić jeszcze mocniej.
-Biedne dziecko… co się tu do diaska stało?
Puściłem nogi, bo chciałem uciec od niego. Przerażał mnie on.
-Ah… ja..
Położył dłonie na moich udach.
-Trzymaj ręce przy sobie, leż spokojnie i unieś nogi.
Zrobił to. Wsadził we mnie bez ostrzeżenia dwa palce. Zabolało. Zacisnąłem palce na pościeli. Gdzie jest Trumper?! Niech go zabierze! Kiedy poruszał we mnie palcami czułem, jak sperma Trumpera zalewa moje pośladki.
-Jest tego tak dużo. Powiedź mi, ile razy w tobie doszedł? Twój zwieracz ciągle reaguje. Kto to zrobił?
-Ugh… N..nie..
-Cóż, musiałem to zrobić. To tylko badanie. A teraz nałożę maść.
Gdy tylko zabrał palce, podniosłem się do pół siadu. Chciałem uciec, ale złapał moje kolana.
-Z-zostaw mnie w spokoju…
Zakryłem penisa, bo pomimo że koleś mnie obrzydzał to mi stał.
-To normalne, że kiedy stymuluje się twoją prostatę, to odczuwasz podniecenie. Nie ma się czego wstydzić.
Próbował na siłę rozsunąć mi nogi, ale stawiałem się.
-No dalej rozszerz nogi.
-Nie!
-Nie, nie chcę! Nie dotykaj mnie!
Machnąłem ręką i uderzyłem go. Nie chciałem tego.
-och… Ja przepraszam…
Nikt prócz Trumpera nie ma prawa mnie dotykać. Rumieniąc się usiadłem. Złączyłem swoje nogi i szczelnie okryłem się koszulą, utrzymując ją obiema rękami.
-Powiedziałem, że nic mi nie jest.
-Wiesz, że twoje rany muszą być opatrzone?
Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Cóż, minęła godzina. Ja już pójdę. Uważaj na siebie Bill.
Nie puszczałem koszuli ani też nie spuszczałem z niego wzroku. Kiedy poszedł, podszedłem do okna. Do pokoju ktoś wszedł, więc odwróciłem się aby zobaczyć kto. Był to Trumper. Ubrany był w płaszcz i okulary. Czyli tak, jak po mnie przyjechał. Do tego miał przy sobie srebrną laskę.
-Pan Trumper… Pożyczyłem sobie koszulę, ponieważ nie mam żadnych innych ubrań…
Spojrzałem na niego. Jego wzrok mnie przerażał.
-.. Oprócz tego w jakim przyjechałem, ale on nie nadaje się już od ubioru…
Trumper podszedł do mnie.
-Panie Trum…
Stanął przede mną, uniósł swoją laskę i uderzył mnie nią w twarz. Upadłem na podłogę od siły uderzenia. Z wargi zaczęła sączyć mi się krew. Z przerażeniem i łzami w oczach spojrzałem na niego. Uśmiechał się wrednie i złowieszczo.
-Nie potrzebujesz ich. Niby dlaczego pies powinien nosić ubranie?
Złapał mnie za koszulę i pociągnął za nią ku górze. Był inny. Coś się stało. Nie wiem o co chodzi, ale był wściekły. Położył dłoń na moim penisie.
-Palce tego lekarzyny sprawiły ci tyle przyjemności…
Czyli widział to?! Ale jak?!
-Masz ruję, że jest ci obojętne, kto cię dotyka?!
Złapał w palce mój podbródek mocno go ściskając. Ponownie miałem łzy w oczach. Moje ciało drżało. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.
-Ja.. n.. nie jestem…
Jak on mógł powiedzieć coś takiego?! Jak mam go przekonać, że nie jest jak mówi?! Zdjął okulary i ujrzałem jego rubinowe oczy. Bijąca w nich wściekłość było przytłaczająca. Nachylił swoją twarz nad moją.
-Jeśli nie ma mnie w pobliżu, każdy może to robić?!
-Panie Trumper…
Nic więcej nie powiedziałem, bo mi nie dał. Przekręcił mnie na brzuch i jednym mocnym szarpnięciem zdarł ze mnie koszulę. Zaczął majstrować przy swoich spodniach.
-Ah! Poczekaj!
Wszedł we mnie najbrutalniej jak tylko mógł. Łzy zalały moje policzki.
-AAAA! RANISZ MNIE!!
-Nie potrzebujesz nawet gry wstępnej. Wyglądałeś na bardzo spełnionego, kiedy miałeś w tyłku palce tego doktora…
Pchnął we mnie i usłyszałem, jak coś kapie na podłogę. Leżałem na niej, a Trumper wisiał nade mną. Wpatrywał się we mnie mając dłonie ułożone po obu stronach mojego ciała.
-Nie byłem…
Cholera… beznadzieja. I tak cokolwiek bym nie powiedział on mnie nie posłucha. Znowu popłakałem się. Jego twarz nieco złagodniała. Jednak było ty chyba tylko moje złudzenie. Po chwili na jego ustach pojawił się perfidny uśmiech.
-Cóż… pomogę ci. Jesteś już na to gotowy psie!
Złapał za moje biodra i uniósł je. Wtedy zaczął mnie brutalnie i ostro posuwać.
-Ah!
-Co jest?
Warknął nade mną i już po chwili czułem na swoim penisie jego palce.
-Wolisz palce doktora? A może tego faceta, o którym nie chcesz mi nic powiedzieć co?!
Trumper.. ja… To ty jesteś tym… Płakałem jak dziecko. Po tym jak doszedł rzucił na mnie kołdrę.
-Nie próbuj uciekać.
Podszedł do drzwi i spojrzał na mnie.
-Panie Trum…
Wyciągnąłem w jego kierunku rękę. On odwrócił się.
-Moje ubrania ci nie pasują. Powiem Davidowi aby coś ci znalazł.
Po tych słowach wyszedł zostawiając mnie w pokoju. Płakałam. Dlaczego muszę kochać takiego faceta? Takiego potwora? Gwałci mnie kiedy tylko chce, a ja nie umiem przestać go kochać. Dlaczego? Jestem aż tak głupi? Taki naiwny? Dlaczego nie widzi, że go kocham… Nie pamięta mnie z tamtego dnia? Chyba nie skoro myśli, że szkło należało do kogoś innego…

wtorek, 13 listopada 2012

You will be mine: Odcinek 2



Na wstępie jest chciałabym powiedzieć, że nie wiem jak ten odcinek przypadnie Wam do gustu. Pisałam go ledwo widząc przez łzawiące mi od kataru oczy. Dlatego jak są jakiekolwiek błędy to przepraszam ;] 
Rozdział ten dedykuję Czarnej Pe, która pomogła mi przy znalezieniu jednego z imion :D Dziękuję Ci bardzo za pomoc i za czytanie tego opowiadania :D 
A teraz zapraszam was do czytania i komentowania :D 

Po dość długiej jeździe ciemnym lasem, dojechaliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się wielki, zadbany budynek. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tu w środku lasu coś takiego w ogóle istnieje. Wysiedliśmy z samochodu. Czułem, że Trumper dosłownie depcze mi po piętach.
-Oto moja rezydencja… Proszę tędy. Przedstawię cię mojej rodzinie.
Weszliśmy do środka. Mimo, że z zewnątrz budynek był naprawdę mocno oświetlony.. to w środku panował całkowity mrok. Zauważyłem w kącie dwie, wielkie lalki. Serce podskoczyło mi do gardła, bo wyglądały naprawdę przerażające. Sługa Trumpera porozpalał światła, więc mogłem dokładnie rozejrzeć się po pomieszczeniu w jakim byliśmy.
-Trumper… Przyprowadziłeś nam nowego psa?
To jednak nie są lalki?! To prawdziwi ludzie?!
-Na to wygląda… Podejdźcie bliżej.
Obie podeszły do Trumpera. Jedna była ubrana w długą czarną suknię, a druga w czerwoną. Nawet makijaż miały jak lalki.
-To jest Alex, a to Sam. Moi krewni. A dokładniej kuzyni, przyrodni bracia.
-Bracia?!
To są chłopcy?!
-Jak masz na imię?
-B-Bill…
-Bill… Poznałeś już nasze zwyczaje?
-Huh?
Nie zdążyłem nawet zareagować, bo już po chwili ktoś od tyłu pociągnął mnie w dół, kopnięciem uginając nogi przez co upadłem na kolana przed kuzynami Trumpera. Ten w czarnej sukni podszedł do mnie, podciągnął ją do góry i wtedy zobaczyłem, że nic pod nią nie ma. Jest nagi, a moim oczom ukazał się jego penis i jądra.
-Poliż go.
Powiedział z wrednym uśmiechem.
-Co?
Nie wiele mogłem powiedzieć, bo już po chwili miałem wykręcaną rękę i byłem przygwożdżony kolanem do podłogi. Już wiedziałem kto to robi – David. Złapał mnie za głowę i odchylił ją w taki sposób, że musiałem patrzeć do góry na Alexa.
-Poliż go!
Warknął z perfidnym uśmiechem na ustach. Co to ma być?! Żart?!
-Nie! Nie ma mowy!
Zacząłem cały drżeć. Boże gdzie ja trafiłem?! Myślałem, że będzie mi to lepiej niż w domu, ale chyba byłem w cholernie wielkim błędzie! Nagle zostałem powalony na podłogę i coś długie mocno uderzyło mnie w plecy. Wygiąłem się w łuk i spojrzałem na swoje plecy przez ramię. Miałem rozwaloną koszulę, a w rozdarciu leciało mi krew. Spojrzałem na Davida. Uderzył mnie z bata. Ten człowiek mnie przeraża. Czym on jest!
-Trumper… Ten pies w ogóle nas nie słucha…
- Spokojnie… Musimy go powoli wtajemniczyć. Wiecie z miłością i batem na pewno nauczymy go posłuszeństwa.
Spojrzałem na Trumpera. Uśmiechał się do mnie wrednie. Jak mogłem być tak głupi! Jak mogłem zakochać się w takim potworze?! Bo nim był! To co stało się potem… Nie wiem czy wydarzyło się w sekundę. Zostałem zaciągnięty do piwnic. Tam założono mi na szyję metalową obręcz z łańcuchem i to samo zrobiono z moimi rękami i nogami. Jednak przed nałożeniem na nogi kajdan, pozbawiono mnie spodni i bielizny. Boję się… Naprawdę… Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać.
-David.
-Tak, panie.
Stał nade mną ten kat z jakimś pejczem w ręku. Trumper złapał za łańcuch od tego co miałem na szyi. Spojrzałem na niego błagalnie. Szybko złapałem za ten sam łańcuch.
-Proszę nie rób tego! Co ja takiego… AAHHHH!!
Dostałem kilka razy po plecach i odkrytych udach, gdzie od razu pojawiła się krew. Niech ktoś mi pomoże!  Po kilku uderzeniach Trumper nachylił się nade mną i ujął w dłoń moją twarz.
-Masz słuchać się każdego pod tym dachem. A ja upewniam się tylko, że to zrobisz..
Nie panowałem już nad drżeniem ciała. Byłem przerażony tym, co oni mi zrobią.
-David służył kiedyś w wojsku, więc zna wszelkiego rodzaju tortury. Nie myśl o ucieczce, czy czymś podobnym, bo zostaniesz solidnie ukarany.
Złapał mnie od tyłu odchylając do siebie moją głowę, jedną z dłoni kładąc na moim gardle. Przede mną stał David z jakąś wielką igłą.
-Widzisz tą igłę? Jeśli przebiję ci nią struny głosowe, nie będziesz w stanie mówić… Ani tym bardziej zdradzić sekretów tego domu. Jedna ze służących, która stąd uciekła… Została potraktowana właśnie tym samym narzędziem i zmarła. Nie będziesz taki głupi jak ona, prawda?
To nie dzieje się naprawdę! To jest tylko zły koszmar, z którego zaraz się obudzę, prawda?! Błagam niech tak będzie. David złapał mnie za rękę i odchylił głowę przybliżając ostrze igły do mojego gardła. Popłakałem się na dobre.
-N..Nie… Puść mnie! Pomocy!
-Nie musisz się niczego bać Bill… Dopóki nie uciekniesz.
Spojrzałem na Trumpera, a ten zaczął powoli się rozbierać. Zdjął okulary, podobne do tych które kiedyś mu potłukłem, płaszcz i resztę garderoby.
-Okażę ci moją wspaniałomyślność tylko wtedy… gdy przyrzekniesz na swoje życie, że zostaniesz…  Twoje serce i ciało zostanie oczarowane moim pięknem.
Jego ciało jest takie… idealne. Nie ma takich ludzi. Ta budowa, ta piękna twarz niczym młodego boga. Jego ciało jest takie blade, a zarazem pięknie. Oczy czerwone niczym rubiny. Jedyne co mi tu nie pasuje to te czarne dredy. Uśmiechnął się do mnie lubieżnie.
-Przysięgasz, że zostaniesz, Bill?
Czym on jest? Demonem? Bo człowiekiem na pewno nie. Takie piękno u ludzi nie występuje.
-Jeśli nie przysięgniesz, że będziesz posłuszny – zginiesz. Jeśli tak, to pocałuj moją stopę.
To piękno nie jest stąd… Ono jest niemal święte. Nawet nie wiem kiedy, a pochylałem się nad jego stopą i lizałem ją. Trumper uklęknął przede mną na jednym kolanie uśmiechając się do mnie. Złapał ponownie tej nocy w dłoń moją twarz i nachylił nad nią swoją. Dzieliły nas jedynie milimetry.
-Dobry chłopiec. A teraz zaczniemy twój trening… Mój zwierzaku…
David podniósł mnie bez najmniejszego problemu, rzucił na jakiś metalowy stół i już po chwili unieruchomił mi nogi. Ręce miałem związane na plecach, więc nie mogłem nic zrobić. Teraz do mnie dotarło na co przystałem. Nie chcę! Jednak wolałbym chyba umrzeć!
-Nie… AHHH!
Wydarłem się i ponownie popłakałem, ponieważ David bez jakiejkolwiek delikatności wsunął mi coś twardego i dużego w odbyt. Po drugiej stronie stołu, czyli tam gdzie znajdowała się moja głowa, stanął Trumper. Ujął dłońmi moją głowę.
-Otwórz usta. Masz mnie słuchać.
Zabrał jedną dłoń i tą co pozostała na mojej głowie odchylił mi głowę, drugą natomiast złapał za swojego członka, który był naprawdę wielkich rozmiarów.
-Weź mnie do buzi.
Zamknąłem szybko oczy i zacząłem drżeć. To jest jakiś chory, w ogóle nie śmieszny żart… Drżąc jeszcze bardziej uchyliłem usta, a Trumper wsunął w nie swojego członka. Nie otwierałem oczu. Bałem się.
-Dokładnie. Grzeczny chłopiec. Użyj języka i ssij go… O tak..
Wykonywałem jego polecenie. Jego członek nie mieścił się w moich ustach i przy każdym pchnięciu dławiłem się nim.
-David, kontynuuj…
Nagle poczułem, jak coś niszczy mnie od środka. Tak, potraktowano mnie prądem. To co miałem w odbycie było podłączone do prądu. Szarpnąłem się i zacisnąłem szczęki, oczywiście na penisie Trumpera.
-Uważaj! Nie używaj zębów! Wiem… że nie zrobiłeś tego celowo.
Usłyszałem głosy tych chłopców, braci Trumpera.
-Kochany bracie. Księżyc jest dziś taki piękny. Może zabierzemy naszego psa na spacerek?
-Świetny pomysł!
Zostałem zabrany ze stołu i musiałem nadążyć za Trumperem, który ciągnął mnie za łańcuch, jak psa na smyczy. Podszedł do niego David i narzucił na jego ramiona szlafrok. Tam, gdzie mnie zabrano… To był cmentarz. Trumper pochylił mnie do przodu i złapał za biodra. Moje dłonie ciągle były związane na plecach, więc ledwo utrzymywałem równowagę.
-Piękny widok… Aż zapiera dech w piersiach, prawda Bill?
Wtedy bez ostrzeżenia wszedł w mój odbyt, a po okolicy rozszedł się mój krzyk. Znowu po policzkach płynęły mi łzy. Nie był ani trochę delikatny. Jego ruchy stały się brutalne i szybkie. Moje łzy spływały mi po nosie i znikały w ziemi pode mną. Poczułem jak coś spływa po moich udach. Nie musiałem długo myśleć co to jest. To na pewno była moja krew.
-TO BOLI! AHH! PANIE TRUMPER!! PROSZĘ!!
-To twój pierwszy raz, dlatego boli…
Jego głos był zimny niczym lód. Bracia Trumpera stanęli przede mną i śmiejąc się ciągnęli mnie za łańcuch od tego co miałem na szyi. Drżąc, ledwo stoją i jęcząc, starałem się wytrzymać ból. Nie miałem wyboru. I tak mnie nie posłucha.
-Mój słodki mały szczeniak..
Jego głos był przepełniony erotyzmem.
-Bill, uwolniłbym cię, ale mógłbyś mi uciec…
Po tych słowach zaczął posuwać mnie jeszcze mocniej.
-Panie… ja!! AHHH!
Mój krzyk rozszedł się echem po lesie. Doszedłem, a gdy tylko Trumper mnie puścił, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłem na znajdujące się przede mną grób. Dysząc zauważyłem, że na krzyżu znajduje się moja sperma, a z mojego odbytu wypływa nasienie Trumpera. Nie zauważyłem jednak jednego. Tego, że z kieszeni mojej koszuli wpadło mi moje cenne szkiełko, a Trumper je podniósł… I właśnie to zgotuje mi piekło jakiego jeszcze nigdy w życiu nie zaznałem i o jakim nigdy bym nie pomyślał…
Cza­sami pod ser­decznym uśmie­chem kryją się wiel­kie doz­na­ne krzyw­dy, nies­pełnione marze­nia i miłość, która za­miast szczęścia ofiaro­wała ból…

poniedziałek, 12 listopada 2012

Zapowiedź :D

Wpadłam na pomysł, aby w postaci rysunku zrobić Wam zapowiedź nadchodzącego odcinka. Nie wiem, czy uda mi się wrzucić go dziś ponieważ wypadło mi coś ważnego... W każdym razie wrzucam Wam swoje "dzieło". Jak się podoba?
P.S Dla dociekliwych, pęt jaki Bill ma w dupie na rysunku jest pod prądem ;] A to z krzyżem... Tak Bill jest jebany na nagrobku ;]



sobota, 10 listopada 2012

You will be mine: odcienk 1

Dobrze. Więc tak jak obiecałam wrzucam tutaj pierwszy odcinek nowego opowiadania pod tytułem "You will be mine". Nie wiem, czy w ogóle ono przypadnie Wam do gustu, czy też nie... Mam jednak cichą nadzieję, że będzie odebrane one pozytywnie ;] Zapraszam więc do czytania i komentowania ;]



Świat w jakim przyszło mi żyć jest gorszy od tych głupich, zmyślonych historyjek w telewizjach czy filmach. Tam jest to tylko wymysł jakiegoś człowieka, a ja niestety tak żyję. Razem z matką i moim ojczymem żyjemy w najbiedniejszej dzielnicy wioski koło Tokyo. Pomimo, że muszę tu mieszkać mój ojciec ma znajomości. Dziwne…
-Bill! Chcę więcej wina! Gdzie jest to cholerne wino!
Nazywam się Bill Kaulitz, mam 14 lat i właśnie siedzę w kącie salonu, drżąc jak liść na wietrze po tym jak mój ojczym mnie właśnie pobił. Jest alkoholikiem i wszelkie swoje frustracje wyładuje na mnie, na moim ciele. Na moim całym ciele znajdowały się siniaki, zadrapania, a moje koszulka była właśnie we krwi. Podeszła do mnie matka i po cichu wyprowadziła na zewnątrz.
-Bill idź do hrabiego po trochę wina. Powiedź mu, że oddamy mu pieniądze, jak tylko twój ojczym dostanie wypłatę.
-Ale matko…
-Po prostu idź! Idź zanim znowu wścieknie się i zacznie cię bić!
Cholera! Mogłaby mnie bronić, a nie tylko patrzy na to jak mnie ten dziad pierze. Pobiegłem tak jak kazała, prosto do hrabiego. Powiedziałem o co chodzi i przekazałem to co kazała matka, że jak tylko dostanie on wypłatę to wszystko oddamy. Dostałem wielką butelkę wina od żony hrabiego, która machnęła na mnie ręką jak na przybłędę.
-A teraz idź już. Zaraz będziemy mieć ważnych gości.
Świat jest okrutny. Gdybym tylko mógł urodzić się w innym miejscu i czasie. Nie byłbym bity i traktowany jak największe gówno. Dobra teraz jest najważniejsze abym szybko dostarczył to wino, bo inaczej ojczym wścieknie się jeszcze bardziej. A tego bardzo nie chciałem. Przebiegając jedną z uliczek doznałem szoku. Nagle przede mną ukazał się wielki, nowoczesny samochód. Odskoczyłem w bok, upadając na czworaka i oczywiście tłukąc butelkę z winą. Noga od razu zaczęła mnie bardzo szczypać, więc spojrzałem na kolano. Miałem je porządnie rozcięte. Auto stało przede mną na milimetry. Spojrzałem na nie, nie ukrywając zaskoczenia. W tej wiosce, a szczególnie w dzielnicy nie było stać ludzi na samochody, a o takich już nie wspominając . Złapałem się za kolano krzywiąc się. Boli… Wtedy z samochodu wysiadł wysoki, przystojny mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych i długim czarnym płaszczu przerzuconym przez ramiona. Wyglądał przerażająco.
-Ty… Wszystko ok.?
Ukucnął koło mnie, okrywając mnie tym swoim płaszczem.
-T-tak.. nic mi nie jest..
On nachylił się nad moją nogą, ujął ją w dłoń i zaczął lizać moją ranę. Z moich ust padło jęknięcie, a cała moja twarz zrobił się czerwona. Spojrzałem na jego twarz. Wpatrywał się we mnie z uśmiechem na ustach liżąc moją ranę. Moje serce waliło tak szybko. Bałem się go. Nagle poczułem jak jego palce wsuwają się w moje krótkie, sięgające mniej niż połowy ud spodenki. Zamachnąłem się i spoliczkowałem go.
-PRZESTAŃ!
Wtedy jego okulary spadły mu z nosa i roztrzaskały się o ziemię. Nachyliłem się by je pozbierać, ale wtedy poczułem go nad sobą i zabrał on rozbite oprawki.
-Nie szkodzi… Zaskoczyłem cię.
Wstał i ruszył do auta.
-Wybacz. Dbaj o siebie mały.
Po tych słowach wsiadł na tył auta i zaraz po trzaśnięciu drzwiami odjechał. Uciekłem na polanę. Kim on jest?  Tego dnia po raz pierwszy poczułem co to jest podniecenie. Mój członek sterczał,  a ja musiałem to jakoś ugasić. Zacząłem się po raz pierwszy masturbować i robiąc to wyobrażałem sobie jego sunący język po moim ciele i dotyk jego dłoni po moim udzie. Byłem na tej polanie sam i jęczałem tak głośno jak jeszcze nigdy w życiu. Doszedłem brudząc swym nasieniem trawę.  Na pamiątkę naszego spotkania zachowałem kawałek szkła jego ciemnych okularów. Tej nocy bałem się wrócić do domu. Nie miałem wina, a ojczym i tak będzie musiał za nie zapłacić… Wiem, że zostanę pobity i to mocniej niż wcześniej. Opadłem plecami na trawę i wpatrywałem się w gwiazdy. Po chwili wyciągnąłem przed siebie rękę ze szkiełkiem i wpatrywałem się w nie z rumanymi policzkami.

Kilka lat później...

Nieznosiłem tej szkoły. Jednak uczęszczanie do niej pozwala mi uciec od ojczyma alkoholika i matki, która dalej pozwala mu mnie bić. Mam już 20 lat, jednak nie mogę mu się postawić, ponieważ wyrzuci mnie z domu a wtedy na pewno nie przetrwam.
-Hej, słyszeliście? W gazecie piszą o ciele kobiety znalezionej w lesie niedaleko rezydencji tego polityka.
-Podobno w jej ciele nie było nawet jednej kropli krwi. Mówią, że jest to sprawka wampira, ponieważ dwie rany kłute na ciele są podobne do ugryzienia wampira.
-Jeśli to naprawdę wampir, to musi on mieszkać w rezydencji tego bogacza Trumpera.
-Podobno oprócz naszego burmistrza wioski, nikt kto tam poszedł nie wrócił. Poza tym mówią, że ten wampir żywi się krwią służących a kiedy pozbawi ich jej całej to spala ciała w lesie.
Boże, moi koledzy w szkole naprawdę nie mają o czym gadać. Mówią, że to wampir... ale czy one naprawdę istnieją? Wyciągnałem z kieszeni mundurka szkiełko, które zawsze noszę przy sobie i przyjrzałem mu się. Po zajęciach wróciłem do domu.
-Matko, wróciłem.
-To dobrze.
-Gdzie ojczym? Znowu poszedł pić?
-Powinieneś rzucić szkołę i pomóc rodzinie...
Co? W życiu. Uciekłem do swojego pokoju. Byłem wściekły. Nie ma mowy. Nie będę pracował i zarabiał tylko po to, żeby ten sukinsyn mógł pić! Kiedy tylko pije, to wyżywa się na mnie, a matka na to pozwala. Skończę naukę i wyprowadzę się stąd. Opuszczę wioskę i zacznę w końcu normalne życie. Wyjadę daleko stąd... Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich mój ojczym. Z wrażenia odskoczyłem, potknąłem się i upadłem tyłkiem na podłogę.
-C..Co chcesz?
Uśmiechnął się do mnie wrednie.
-Wróciłeś do domu i nawet nie przywitasz się ze swoim ojcem? Bill, był tu burmistrz wioski. Przyniósł nam naprawdę sporą kwotę pieniędzy. Od dziś zaczynasz pracować dla tego polityka Trumpera. Jednak na coś się przydałeś.
Zaśmiał się i opuścił mój pokój. On żartuje, prawda? Zostałem sprzedany? Bez jaj! Co ja mam za rodzinę, że za kasę sprzedali własne dziecko?! A co z moim zdaniem, moimi marzeniami i moją nauką?! Skuliłem się w kulkę na podłodze i płakałam. Wtedy znowu przyszedł do mnie ojczym i mnie pobił. Bolało jak zawsze, ale przywykłem... Nie wiem nawet ile to trwało i kiedy sobie poszedł. W nocy przyjechał po mnie Trumper. Przyjechał tym samym autem, na które wtedy prawie wpadłem. Nie był sam. Był z tym samym kierowcą. Czekałem na nich przed domem na schodach. Nie wstałem. Wtedy tamten podszedł do mnie i bez żadnej delikatności, szarpiąc za rękę podniósł.
-To ty jesteś tym, który ma pomagać w posiadłości? Jak się nazywasz?
Złapał mnie za koszule i uniósł do góry jak piórko.
-B-Bill... Bill Kaulitz...
-David. Bądź delikatny. Nie zrań go. Mamy za mało służby, żeby sobie na to pozwolić. Posadź go z tyłu.
Głos Tumpera był zimny niczym lód. Nie pamiętałem go takiego. David nie posadził mnie, a po prostu wrzucił na tył auta. Upadłem całym ciałem wijąc się z bólu. Pozbierałem się i kuląc się w sobie usiadłem w samym rogu siedzenia. Trumper usiadł koło mnie i wlepił we mnie spojrzenie. Nie widziałem tego, ale czułem to.
-Jesteś tu z przymusu? Smutne... Już nigdy nie wrócisz do domu. Nigdy.
Spojrzałem kątem oka na niego. Uśmiechał się. Był naprawdę tajemniczy, ale i pozbawiony uczuć. Spojrzałem na swoje dłonie ułożone na udach. Po policzkach popłynęły mi łzy.
-W.. w porządku...
Powiedziałem cicho. Do takiego domu nie chciałbym wracać... Tu pewnie będzie mi lepiej... Tak pomyślałem, jednak nawet nie wiem, jak bardzo wtedy się myliłem i przez jakie piekło będzie mi dane przejść...

Żyłem, to wszys­tko. Źle czy dob­rze, ale nie ode mnie to już za­leżało. Bo nie zaw­sze się żyje, jak by człowiek chciał, tyl­ko jak się musi....

piątek, 9 listopada 2012

Godfather:Odcinek 34

Na samym początku, chciałabym zadedykować ten odcinek:
-Ilusionowi, za to że kazał mi spiąć poślady i koniecznie coś wrzucić, bo nie mógł się już doczekać nexta. Dziękuję Ci serdecznie za to, że czytasz moje wypociny :P
-Laurel, która jest na tym blogu chyba prawie od samego początku i zawsze jej komentarze są takiej długości, że aż miło się to czyta :D
-Nicoli, pomimo iż dopiero zaczęłaś czytać mój blog to pod każdą notą dostaję powoli od Ciebie komentarze, które są cholernie budujące i trafne.
-Szarejmyszce, długości Twoich komentarzy to tu nie pobił chyba nikt. Dziękuję Ci za nie ponieważ strasznie się przy nich uśmiała ;]


A teraz przechodzimy do rzeczy ważniejszych. Są dokładnie dwie. Jedna dobra, druga zła jak to w życiu bywa. Może zacznę od tej dobrej. Zamierzam pisać nowe opowiadanie, które wpadło mi do głowy wczoraj. Zła wiadomość to taka, że przygody z Godfatherem i Billem zakończymy w tym odcinku. Wypalam się tu i nie chcę pisać na siłę. Poza tym dobiłam do odcinka 34 i sądzę, że jest to i tak niezły wyczyn ;] Nie martwcie się zakończenie mam już w głowie i wiele się w nim wyjaśni. Co do nowego opowiadania... Będzie ono pisane tutaj ;] Oby wam przypadło do gustu jak Godfather... No to z newsów tyle... Zapraszam do czytania ;]





Nie no to jest jakaś chora sytuacja, żebym ja Godfather miał być pierdolony przez tego popaprańca. Fuck!! Zamknąłem oczy, czekając aż Kobra zakończy picie mojej krwi. Coś czuję, że tutaj to moja dupa ma być kolacją a nie wypływająca z mojego ciała ciecz, zwana krwią... Szlag! Nagle usłyszałem śmiech Kobry. Spojrzał w moją twarz i oblizał swoje usta z krwi.
-Tom, Tom... I tak nic nie możesz zrobić. Po co więc te wszystkie twoje rozmyślania?
Mina jaka pojawiła się na mojej gębie była chyba przyczyną tego, że Kobra ponownie zaczął śmiać się ze mnie.
-Tak. Pijąc twoją krew znam twoje myśli. Tak, wszystkie bez wyjątku.
Uśmiechnął się do mnie lubieżnie, wpatrując się w moje oczy mi swoimi różnymi gałkami ocznymi. Uwierzcie mi, gdyby w was wpatrywał się sukinsyn z białkiem koloru czarnego na oku i krwistymi tęczówkami, też mielibyście gacie pełne gówna.
-M..Możesz mi zdjąć te gówniane kolce? Nie potrzebuję tego, w końcu jesteś jakimś popierdolonym stworem z jakim ja, człowiek, nie mam szans, prawda?
Mruknąłem w jego twarz, na co ten tylko zaśmiał się i przekręcił na bok głowę, jak zaciekawiony czymś ptak.
-W sumie i racja.
Powiedział z tym swoim chorym uśmieszkiem na japie. Po chwili przyglądałem się, jak różane kolce, niczym dwa wielkie węże, zsuwają się ze mnie. Kobra tylko pstryknął palcami, a obie dziwne rośliny stanęły w płomieniach, po sekundzie stając się jedynie popiołem. Usiadłem na łóżku, rozmasowując obolałe ramiona i szyję. Nie musiałem patrzeć na to ścierwo, żeby wiedzieć w kogo są wlepione jego ślepia. Po chwili milczenia jednak spojrzałem na tą bestie i właśnie miałem coś powiedzieć, kiedy przerwało mi skrzypnięcie drzwi, a zaraz po nim do pomieszczenia wtoczyła się odcięta głowa Roxy. Kurwa ludzie, jak Boga kocham, nawet nie zdajecie sobie sprawy jakiego ja wtedy miałem banana na mojej mordzie! Ma suka na co zasłużyła! Jednak moja euforia zbyt długo nie trwała, ponieważ po chwili dotarło do mnie, że z tą rudą pizdą był Bill. Przeniosłem szybko spojrzenie z obiektu, który sprawiał że w duszy mi grała anielska muza na tego popoerdoleńca Kobre. No on na takiego happy, jak ja to nie wyglądał. Najpierw jego morda pokazała mi zdziwko, potem zamysł a na samym końcu mega wkurwa. Wtedy właśnie do pokoju wbił nie kto inny jak Bill ciamajda. Co za debil! W takich sytuacjach działa się z zaskoczenia a nie daje wrogowi czas na oswojenie się z szokiem. Nie miałem bawet chwili na to by kazać mu uciekać czy coś, bo Kobra znalazł się zaraz koło niego. Z szoku nie umiałem nic zrobić ani powiedzieć. Ale to co zaszło potem zszokowało mnie jeszcze bardziej. Widziałem całą akcję, jak na przyśpieszonym tempie. Bill rzucił czymś w twarz Kobry, a ten warcząc i charcząc odskoczył na bok, zasłaniając sobie twarz dłońmi. Bill podbiegł do mnie, złapał za rękę i wybiegliśmy z domu. Podbiegliśmy do auta, które otworzył Bill. Usiadł za kierownicą, a ja obok niego i z piskiem opon ruszyliśmy przed siebie. Nie mogłem ogarnąć się z szoku. Przyglądałem się Billowi, a on to chyba wyczuł.
-No co?
-NO CO?! Coś ty tam zrobił do cholery? Co się stało z tą suką i czym potraktowałeś Kobrę?
-Z Roxy ta.. Nie byłem związany i byliśmy w jakimś pomieszczeniu, gdzie miałem niby oglądać to co Kobra z tobą robi.
-Sukinsyn...
-Dasz mi skończyć?
Spojrzał na mnie, więc zamknąłem się.
-Dzięki. No więc cieszę się, że masz takie zamiłowanie do Japonii i kolekcjonujesz Katany... Złapałem ją i z zaskoczenia odciąłem Roxy głowę. Chyba byłem zbyt zdesperowany i to sprawiło, że użyłem tyle siły... No w każdym razie udało mi się ją załatwić. Potem pomyślałem, że jeszcze został Kobra. Jak widziałeś to nie jest człowiek, a z wampirów się wyśmiewał. Pomyślałem, że może ma jakieś powiązania z Szatanem i takie tam, a w końcu jak jakiś ksiądz robi egzorcyzmy to używa wody święconej. Właśnie tym go potraktowałem tylko... Co do cholery w kuchni robiła woda święcona?! Ty i Bóg? Jakoś mi to śmiesznie wygląda.
Ten idiota wykminił to w tak krótkim czasie? Nie wierzę.
-Czemu po mnie wróciłeś? Mogłeś przecież spierdolić i nie wracać. Miałbyś spokój ode mnie i od tego skurwiela.
Spojrzałem w boczną szybę patrząc jak mijamy inne auta i budynki miasta.
-Bo co jak co, ale jesteś moim bratem. A przez tego kutasa stałeś się potworem... Nie tylko dla mnie, ale i dla innych. Wykorzystał moment twojego zagubienia, rozłożył cię na części pierwsze, a potem poskładał na człowieka jakiego chciał mieć... Zmienił cię i zniszczył...
Zacisnąłem szczęki nie odwracając w ogóle głowy. Nie wie ile prawdy było w tym co mówił..
-Tom... Gadałeś z kimś o tym? Co on takiego ci robił i kim on dla ciebie był?
-Mówiłem ci przecież tak?
-Pobieżnie owszem, jednak ja chcę znać prawdę. Całą prawdę.
Westchnąłem i spojrzałem na niego.
-Całą prawdę? Chcesz wiedzieć co przez te cztery lata działo się ze mną? Dobrze, ale ta historia nie będzie słodka i milutka.
Warknąłem i ponownie utkwiłem swoje ślepia w szybie.
-Po tym jak mnie wyjebał ojciec, błąkałem się po ulicach. Co prawda miałem trochę kasy, tyle aby móc coś wynająć. Ruderę na przedmieściach miasta. Tam nawet psy chujami wodę pompują...Do roboty nikt mnie nie chciał przyjąć. Ale po jakimś czasie w końcu udało mi się coś znaleźć. Pewnej nocy, gdy wracałem z pracy otoczyła mnie grupka złamasów. Wiesz ich 6 a ja jeden to czuli się pewnie. Oczywiście stawiałem się. Pobili mnie dość mocno i właśnie wtedy pomógł mi Alex. Uratował mnie przed skatowaniem i tak staliśmy się dobrymi kumplami - braćmi. Prowadziliśmy spokojne życie. On pracował i ja, więc nawet nam starczało na potrzebne rzeczy. Nie kradliśmy, ani ja ani on. Nie chcieliśmy upadać aż tak bardzo. Wszystko było pięknie... Do czasu, kiedy nie zrobił na naszą chatę najazdu szef tych złamasów, których pobiliśmy ja i Alex. Był to Kobra. Oczywiście od razu upodobał sobie mnie. Nie wiem czemu. Bałem się go, bo w jego oczach nie było widać nic poza złem. Nie mieliśmy szans. Potem obudziłem się w jakimś pomieszczeniu. Nie było w nim ze mną Alexa. Bałem się, że już po nim.. Byłem torturowany. Od zawsze byłem dumnym facetem i dobrze o tym wiesz. Dlatego nie chciałem przystąpić do ich gangu. Nie chciałem kraść, mordować, porywać czy gwałcić... Stawiałem się, więc byłem bity, głodzony. Nawet nie wiem ile czasu spędziłem w tym ciemnym pomieszczeniu. Jednak najbardziej przerażały mnie wizyty Kobry. Przychodził do mnie z różnymi przyrządami. Łamał mi palce, wbijał noże. Zostawiał rany i gdy byłem bliski wykrwawienia dopiero wtedy wzywał lekarza. Haha... Ile to mogło trwać? Cholera mówił mi to... zaraz...
Zamyśliłem się zastanawiając się nad tym co było kiedyś.
-Wiem, męczył mnie tak miesiąc i kilka dni... W końcu nie dałem rady. Złamałem się. Okazało się też, że z Alexem robili to samo. Jednak nie był on tak twardy jak ja. Złamał się po 2 tygodniach. Kobrze podobałem się. Zaczął dawać mi zlecenia. Pierwszy raz zamordowałem małą dziewczynkę. Pamiętam to. Musiałem zabić ją za to, że ojciec nie zapłacił Kobrze za narkotyki. Rozumiesz, odebrać to co najważniejsze. Nie miałem wyboru. Albo ona albo ja. Pomimo tego wszystkiego, chciałem żyć. Po tej akcji Kobra był mną zachwycony. postanowił mnie zrobić swoim psem. Mówiłem już co to jest. Wtedy po raz pierwszy chciał ze mną seksu. Facet z facetem? Cholera chciałem wtedy uciec. Całował mnie i rozbierał. Nie wziął mnie, ale chciał abym to ja pierdolił jego. Ja Tom Kaulitz, kochający kobiety miałem jebać innego faceta. Kiedy powiedziałem, że nie chcę i prawie popłakałem się... Zmusił mnie do obciągnięcia sobie. Po tym rzygałem chyba z 2 godziny. Tak, skończył w moich ustach. Potem, kiedy były podobne sytuacje nie chciałem mieć już jego penisa w ustach to go jebałem. Zanim coś przestawiło się we mnie i jebanko z nim sprawiało mi przyjemność zajęło to kolejny miesiąc. W końcu coś we mnie pękło. Zabijanie nie robiło mi różnicy. Gwałcenie, porywanie... Tortury. Stałem się drugim nim, a ty go teraz znasz Bill. Człowieka łatwo zmienić. Mając w sobie setki noży, prawie mięśnie na wierzchu... Człowiek by przeżyć zrobi wszystko. Cieszę się, że nie byłem jedynie jebany przez niego. Byłeś pierwszym, który mnie wyjebał Bill. Ale wtedy byłem już kimś innym, silniejszym...
Spojrzałem na niego i sam już nie wiedziałem co o nim myśleć. Płakał, ale w jego oczach widać było nieopisaną wściekłość.
-Po tym co przeszedłem... Zacząłem obwiniać ciebie. Gdybym nie wstawił się za tobą pewnie nie spotkało by mnie to wszystko. To sobie powtarzałem.
Westchnąłem i spojrzałem na schowek przed nami.
-Bill nie uciekniemy przednim. Nie ważne jak daleko wyjedziemy on nas dopadnie. Jest potworem gorszym niż ja i prawdziwszym...
Otarł łzy i spojrzał na mnie.
-To co niby proponujesz?! Wrócić?
-A czy to powiedziałem? Widzisz tam jest zjazd. Przejedź leśną drogą. Tam będzie coś ala jezioro.
-Ale po co?
-No kurwa rób jak mówię.
Tak. To będzie zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Jednak potem. Dojechaliśmy na miejsce, więc wysiadłem z auta. Bill zrobił to samo. Wtedy pchnąłem go na maskę i wpiłem się w jego usta.
-Róbmy to tu... Pragnę cię Bill.
Szepnąłem w jego usta. Od razu rozpinając jego spodnie. Nie byłem delikatny, bo dawno o tym zapomniałem. Nie potrafiłbym do tego już wrócić. Szybko ściągnąłem jego spodnie z bokserkami. On w tym czasie uporał się z moimi. Szybko przekręciłem go na brzuch i bez ostrzeżenie wszedłem w niego.
-O tak...
Mruknąłem odchylając do tyłu głowę. Złapałem go za szczupłe biodra i wchodziłem szybko w niego po to by zaraz wyjść.
-Tom... Mocniej!
Krzyknął do mnie a ja od razu posłuchałem. Po pustym lesie rozchodził się dźwięk posuwanego przeze mnie Billa na masce i zderzanie się moich jaj o jego pośladki.
-Bill...
Szepnąłem i jeszcze szybciej zacząłem go jebać, a jego zwieracze mocno zaciskały się na moim penisie co tylko potęgowało moje odczucia. To było wspaniałe uczucie. Nikt nie potrafił mnie zaspokoić jak on. A jego krzyki i jęki były melodią dla moich uszu. Złapałem go drugą dłonią za penisa i zacząłem masturbować go w rytm moich pchnięć. Boże zaraz dojdę, ale słysząc jego krzyki on też. Nie myliłem się. W tym samym czasie doszliśmy. On w moją rękę a ja w jego wnętrzu. Próbowałem złapać miarowy oddech bo siła orgazmu wręcz roznosiła mnie od środka. Uśmiechnąłem się i przekręciłem Billa do ciebie przodem. Posadziłem jego tyłek na zimnej masce i wpiłem się w jego usta. Po chwili zlizałem ze swojej dłoni jego spermę, czym go zaskoczyłem i zaśmiałem się. Widziałem jak spod jego tyłka wypływa moje nasienie.
-Bill cholera... Nienawidzę cię... a jednak kocham.
Powiedziałem w jego usta i wtedy on ze łzami w oczach wtulił się we mnie. Chwilę pobyliśmy w takiej pozycji.
-Tom, co ty wymyśliłeś wtedy w aucie?
-Idź nad wodę. Zaraz przyjdę.
Bill zsunął się z auta, ubrał spodnie i poszedł na brzeg. Ja natomiast wszedłem do auta i wyjąłem torebkę. Podszedłem po chwili do Billa.
-Tom... Co to?
-Bill ufasz mi? Nie, inaczej. Jesteś w stanie mi zaufać?
-Tak Tom.
Wyjąłem z torebki dwa pistolety. Jeden wziąłem ja, drugi dałem jemu.
-Co ty chcesz zrobić?
Zapytał przerażony. Westchnąłem i zacisnąłem jego palce na brani, odbezpieczyłem ją i przyłożyłem do swojej stroni. To samo zrobiłem ze swoją tylko, że przyłożyłem ją do skroni Billa.
-Zabijmy się nawzajem... Będziemy zawsze razem Bill. Nikt nas nie rozdzieli ani ojciec ani Kobra.
On popłakał się kręcąc głową na boki.
-Cii... Będzie dobrze. Ja strzele tobie w głowę a ty mi. Zrobimy to na trzy. Dlatego nie ma możliwości zawahania. Jeśli ja strzelę a ty nie... zabiję się po tobie, dlatego wolałbym zginąć od strzału wykonanego przez ciebie...
-Tom.. Ale.. Kocham cię! Nie chcę tak.
-Masz inne wyjście? Ten idiota pewnie już tu idzie. Jest potworem nie człowiekiem. Nie da nam być razem i zdajesz sobie sprawę z tego.
Wpiłem się w jego usta i uśmiechnąłem się do niego szeroko.
-Kocham cię. Czy nie ma nic wspanialszego niż wspólna śmierć z miłości Bill?
Chyba tymi słowami go udobruchałem bo pokiwał tylko głową.
-Na trzy naciśniemy spust i będziemy już na zawsze razem.
Patrząc sobie w oczy zacząłem odliczać.
-1... Kocham Cię...
-2... a ja Ciebie...
-3..
Huk i po tym nastała ciemność. Nie czułem bólu, nie czułem nic... tylko ciemność i nadzieja w sercu, że spotkamy się po tej drugiej stronie gdzie nie będę takim sukinsynem jakim się stałem...

KONIEC

poniedziałek, 5 listopada 2012

Uwaga!

Na nothingeverwentasitshould.blogspot.com/ jest nowa nota :D Zapraszam. Co do reszty blogów nie wiem kiedy będzie nowa :D Ale postaram się jakoś szybko :D