piątek, 15 marca 2013

Monsters in my head: Rozdział 6

Na początku chciałabym Was z całego mojego serducha przeprosić. Tak, Nerisa spierdoliła sprawę i nie zamieszczała tu nic od 3 miechów. Za przyczynę tego zastoju odpowiada moja wena, która na i hate po prostu zbuntowała się i strzeliła focha z przytupem i pierdolnięciem drzwiami. Jednak udało mi się w końcu ją zmusić do powrotu i oto jestem razem z nowym rozdziałem. Co do niego... Właśnie. Nie wiem, co będziecie o nim myśleć, ale mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie nim chociaż w jednym procencie zadowoleni. Mam także nadzieję, że ktoś w ogóle jeszcze to czyta i mnie nie znienawidził :) A i mam do Was prośbę: Napiszcie co sądzicie o tym opowiadaniu dobrze? Ślicznie proszę :D



Świetnie. Im bardziej próbuję unikać tego kolesia, tym bardziej jest on blisko mnie. Po opuszczeniu domu Williama udałem się od razu do siebie. W tych papierach musiało być coś naprawdę istotnego, skoro William nawet mnie nie dotknął. Co to mogło być... Tak, tak... Dobrze słyszycie. Mój szef nie raz próbował mnie obmacywać, jednak za każdym razem udawało mi się to kończyć szybciej niż on zaczynał. Nie jestem pluszakiem do tulenia czy duszenia, nie? Do całości dochodziła jego świadomość, że jak mnie wkurwi a będziemy wtedy sam na sam, to może źle skończyć. William miał ludzi. To oni odwalali za niego całą robotę normalną i brudną, kiedy on płaszczył dupę w wygodnym fotelu w domu, czy za swoim biurkiem. To właśnie tych ludzi bałem się najbardziej. W domu znalazłem się w dość szybkim tempie. Cholera. Mam dosyć bycia psem na posyłki Williama, ale co ja mogę... Będąc w domu, od razu udałem się do łazienki. Wziąłem ciepły prysznic. Tak, teraz zdecydowanie tego było mi trzeba. Musiałem w jakiś sposób rozluźnić spięte i obolałe mięśnie. Nie powiem, bo pomogło. Wyszedłem jak Bóg mnie stworzył, zalewając spływającą po moim ciele wodą kafelki. Kiedy stanąłem przed lustrem, przetarłem z niego dłonią osadzoną parę i spojrzałem w swoje odbicie, ujrzałem policzek. Od razu miałem przed oczami obrazy tego wrzoda na dupie. Kim on do chuja jest?! Najpierw sprał mi dupę, tym samym pokazując swoje umiejętności a potem i tak puścił wolno. Ba! Dał mi nawet to po co włamałem się do jego domu. W co ty pogrywasz, Tom?! Nie! Dość! Ogarnij zjebał, Bill! Walnąłem dłonią raz w jeden policzek i raz w drugi. Teraz pora na sen a nie zaśmiecanie sobie umysłu kimś takim. Mam rację? Jasne, że mam! Po ciemku, nagi, nadal mokry, udałem się do swojej sypialni. Tam od razu walnąłem się na łóżko. Potrzebuję snu. Tylko tak mogę zapomnieć w czym tkwię, kim jestem, kim byłem i jak bardzo nienawidzę samego siebie. Aaa... i mogę w końcu nie myśleć o tym człowieku zagadce. Niektórzy twierdzą, że nasze sny dokładnie pokazują nam, co się z nami w obecnym czasie dzieje, jak wygląda nasze życie. Nasza podświadomość przekazuje nam w nocy cenne informacje, chcąc zwrócić uwagę na to, przed czym uciekamy, czego się boimy, czego pragniemy, a także na to, w jaki sposób oszukujemy samych siebie, czego nie chcemy zauważyć. Sranie w banie. Czyli co? Jak śnie o tym, że mnie rypie William, to znaczy że go pragnę? Bo to właśnie robię we śnie? Pff... Litości. Zamknąłem oczy i zapragnąłem w końcu zasnąć. Zero myślenia. Zero czucia. Zero strachu. Tego chcę. Ciche cykanie zegara zawieszonego gdzieś na ścianie, działało na mnie jak kołysanka na dziecko. W końcu przestałem go słyszeć. Otworzyłem oczy i leżałem na polanie pełnej kwiatów różnego ubarwienia. Nade mną znajdowało się bezchmurne, błękitne a nawet wręcz lazurowe niebo. Słońce przyjemnie ogrzewało. Rozłożyłem się na miękkiej, pachnącej trawie tak jak dzieci na śniegu, kiedy chcą robić orzełka czy aniołka. Sam na polanie wśród natury. Poczułem jak delikatny, ciepły wiatr muska skórę na mojej twarzy i rozwiewa włosy. To dlatego kocham sny. Zawsze sam, bezpieczny, wolny. W sumie tego pragnę, więc i może racja w tym, że sny w pewnym stopniu odzwierciedlają nasze pragnienia... Uśmiechnąłem się i mimo zamkniętych oczu zauważyłem, ze słońce zaszło, bo zrobiło się ciemniej pod powiekami. Pewnie jakiś obłoczek.
-Do czego się tak uśmiechasz, Kotku? Wiesz. Ty serio jesteś niczym kot. Nawet leżenie w słońcu lubisz jak one.
Wstrzymałem oddech. Znałem ten głos. Dlaczego?! To miał być sen bez niego! Otworzyłem oczy i zatkało mnie jeszcze bardziej, bo Tom wisiał nade mną. Kiedy to zrobił? Nie mam pojęcia. Nie słyszałem go, ani nie czułem. Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. Serce zabiło mi mocniej. Znowu to samo. Czuję się tak, jak wtedy kiedy zdradziłem przed nim kim jestem. Przekręciłem głowę w bok.
-Co ty tu robisz? To mój sen. Wypad.
-Jak zawsze milutki. Twój sen, co oznacza że chciałeś mnie widzieć i że mogę robić w nim co chcę.
Otworzyłem szerzej oczy, bo poczułem jego nos na swojej szyi. Wstałem gwałtownie i zderzyliśmy się czołami.
-Ała! Co ty do cholery wprawiasz?! Nie dość, że nękasz mnie w realu to i moje sny pierdolisz!
Spojrzałem na niego spod byka masując dłonią obolałe miejsce na czole. Tom robił to samo.
-Może to dlatego, że z bezdomnego kotka chcę zrobić z ciebie domowego salonowca?
-C-co?! Jezu... Aż tak mocno walnąłeś się w ten łeb?
-Będziesz kotem, który nie będzie widział świata poza swoim właścicielem.
-Ta? Nie wiesz, że właścicieli to moją psy a nie koty? Koty mają swoich niewolników mój drogi kolego.
Mruknąłem i wstałem, wtedy Tom pociągnął mnie za rękę tak niespodziewanie, że prawie na niego upadłem i wpił się w moje usta. Moje serce i reszta funkcji życiowych zostały na kilka sekund zatrzymane. Odsunął ode mnie twarz i uśmiechnął się w triumfalny sposób. Nie znosiłem  tego w nim. Nagle usłyszałem głośną melodyjkę i zaraz po tym leżałem z otwartymi oczami na łóżku w swoim mieszkaniu. Nie wierzę! Śniłem o tym zgredzie?! Nagle zdałem sobie sprawę z tego, czemu słyszałem melodyjkę. Moja komórka. Muszę przyznać, że tym razem William wyciągnął mnie z cholernie wkurzającego snu.
-Tak?
-Spałeś? Miałeś czekać na mój telefon.
-Padłem. O co chodzi?
-Gadałem z człowiekiem z jego agencji. Masz się tam jutro pojawić i dostaniesz tam pracę. Będziesz mieć go na oku, a to jest cholernie ważne.
-Świetnie... Obserwacja jakiegoś aktorzyny naprawdę mnie fascynuje...
-Czy mi się wydaje, czy zdążyłeś go poznać na tyle iż go nienawidzisz?
-Zdaje ci się. O której mam jutro być w tej agencji?
-8 rano.
-Co?! Świetnie. Adres znam, więc jeśli to wszystko to... chcę spać.
-Tak. To wszystko.
Rozłączyłem się i opadłem na łóżko. Mam go obserwować. Co ja niania jestem? Do tego ten sen... Mówi się, że sny odzwierciedlają stan naszej duszy, pokazują, jak obecnie wygląda nasze życie. Sny pozwalają nam zrozumieć, czego podświadomie się boimy, przed czym uciekamy, a czego pragniemy więc czemu do cholery śniłem o nim?! Dlaczego do jasnej anielki śniłem o nim w taki sposób?! To jest jakieś przegięcie... Położyłem się ponownie spać. Mam jednak nadzieję, że tym razem zasnę i będę śnił o niczym. Udało się. Całą noc przespałem, ale nie pamiętam ani jednego snu. Dobrze. W końcu miałem spokój. Obudził mnie budzik jaki ustawiłem w telefonie. Usiadłem na łóżku, przeciągnąłem się i wstałem. Zadbałem o poranną toaletę i wyszykowałem się odpowiednio. W końcu mam mieć niby rozmowę o pracę. Zjadłem śniadanie, wypiłem kawę i wyszedłem z domu. Boże, jak ja nienawidzę komunikacji miejskiej. Stanie w korkach, ścisk, stare baby patrzące na ciebie spod byka i sapiące w kark nad tobą bo upatrzyły sobie to siedzenie, pomimo że trzy za tobą jest wolne. Serio takiej to mam ochotę wywalić. No ale cóż.
-Ta dzisiejsza młodzież ma zero szacunku do starszych osób...
No kurwa!
-Tak? To czemu wisi pani nade mną niczym kat, pomimo że da siedzenia za mną jest wolne miejsce i przechodziła koło niego pani? Poza tym, jaki młodzież ma mieć szacunek do was? Wy te wielce świętojebliwe, a jak co do czego przyjdzie jesteście gorsze od młodzieży. Więc niech pani nie uczy ojca dzieci robić i łaskawie pierdolnie sobie dwa krzesełka dalej, ok?
Posłałem jej wredny uśmiech, a ona z burakiem na mordzie poszła do tyłu. Po tym cały autobus zaczął bić mi brawo, co nie bardzo mi się spodobało. Po kilku minutach byłem na miejscu. Poszedłem prosto do dyrektora agencji.
-A to ty. Mamy robotę dla ciebie. Manager jednego z naszych aktorów porządnie się rozchorował. Będziesz go zastępował. Masz. Tu są jego notatki co musisz zrobić. Nie zwal tego ok?
Pokiwałem głową, zabrałem notatnik. Nie no szybko tego się nauczę. Pewnie dlatego miałem być tak rano.
-Spotkasz się z tym człowiekiem o 10 w głównym holu przy barze. Masz dwie godziny na wyrycie jego grafiku i zajęć managera.
-Jasne.
Wyszedłem na korytarz i usiadłem na jednym z krzeseł. Świetnie. Od dziesiątej do 20 cały zawalony dzień. Wywiady, spotkanie w TV, sesja zdjęciowa. Kurwa. Tego mi było trzeba serio. I niby jak mam obserwować tego całego Toma? Może będzie tam gdzie i ten aktor. Dobra do moich zajęć należy dbanie o to aby przestrzegał grafiku, ugadywanie ludzi, dbanie o to aby żarł na czas bo potrafi całymi dniami nie jeść, przynoszenie napojów i takie tam. Jednym słowem, pies na posyłki. Zajebiście. Przez dwie godziny wyryłem dokładnie to gdzie i kiedy mamy być oraz kiedy ma jeść. Wstałem z krzesła i udałem się w miejsce spotkania z aktorem. Kiedy zobaczyłem Toma o mało nie upuściłem notatek. Taa... teraz ta cała obserwacja ma sens...
-Te, ty tam.
Odwrócił się i widząc mnie uśmiechnął się. Podszedł do mnie.
-O Bill. A co ty tu robisz?
-Dziś za twojego managera. Dostałem to z góry.
Nie ukrywał zaskoczenia. Jednak miałem nieodparte wrażenie, że cieszy go ta zmiana.
-Nie wiem czy sprawdzisz się w roli mojego managera, bo jestem wymagający. Ale cóż... Chodźmy.
Uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia. Ruszyłem za nim. Wsiedliśmy do jakiegoś drogiego auta. On prowadził.
-O 11 masz wywiad. Musisz być tam wcześniej, bo mają po tobie kolejnego sławusa, więc z racji swojej nie wywijaj mi numerów i racz jechać tam od razu.
Spojrzał na mnie z uniesioną brwią do góry i zaśmiał się.
-Zmieniłem zdanie. Jednak może być ciekawie.
Zaśmiał się, a ja spojrzałem w szybę. Cholera. Dlaczego w takich sytuacjach muszę mieć przed oczami scenę z mojego snu. Ku mojemu zaskoczeniu, Tom pojechał prosto do wydawnictwa. Będąc na miejscu, w budynku i w pomieszczeniu, miałem pilnować tego jakie baba zadaje pytania. Śliniła się do niego, jak pies który wyczuł właśnie sukę z cieką.
-Jest pan z kimś?
-Przepraszam bardzo, ale o ile się nie mylę miał być to wywiad na temat nowej produkcji w jakiej występuje Tom Kaulitz, a nie pytanie o jego życie prywatne. Jeżeli ma pani zamiar dalej zbaczać z toru jaki był obrany to musimy zakończyć ten wywiad i to od razu.
Oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni, a kobieta spaliła nawet buraka. Drugi raz w ciągu dnia udało mi się kogoś zawstydzić. Bywa. Dziewczyna schowała nos w swoje notatki, a Tom wpatrywał się chwilę we mnie zaskoczony ale już po chwili na jego ustach pojawił się cwany uśmiech i spojrzał na dziewczynę.
-W nowym filmie wciela się pan w rolę szpiega. Z informacji jakie udało mi się uzyskać, dowiedziałam się że wszystkie sceny wykonywał pan sam i nikt pana nie dublował. Czy to prawda?
-Owszem. Nienawidzę jak ktoś mnie w czymś wyręcza. Skoro umiem to zrobić robię, a jeśli nie to jest to czas na naukę. To moja rola i nikt nie musi jej za mnie grać. Oczywiście producenci, reżyser i cała ekipa była przeciw ale wiedzą, że jak coś sobie postanowię to nie ma możliwości zmiany mojego zdania.
Kobieta pokiwała głową i zaczęła dalej.
-Jest pan rozchwytywany przez media i każda kobieta wzdycha na pański widok. Czemu do tej pory nie widzieliśmy pana z żadną pięknością?
Westchnąłem. Podszedłem do kobiety i bez pytania wyrwałem jej notatki z ręki. Zacząłem je przeglądać i wyjąłem z kieszeni długopis.
-Sama mnie do tego zmusiłaś.
-Co pan robi? Poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty.
-Skoro jesteś tak ułomna iż nie docierają do ciebie żadne słowa, stwierdziłem że pominę zwroty grzecznościowe. Odpada. Może być. Ok...
Mruczałem pod nosem jeszcze chwilę, skreślając co jakiś czas pytania.
-Co to w ogóle miał być za wywiad? Miało być o filmie a tu są tysiące pytań o Tomie. Chciałbym zauważyć, że forma tych pytań wskazuje na to, że chciałaś to wiedzieć dla siebie. Skoro nie potrafisz oddzielić pracy od spraw prywatnych to co ty robisz w tej branży? Masz. Zadaj te pytania i spadamy. Mamy pełny grafik i nie ma w nim miejsca na niekompetencje innych osób.
Dziewczyna znowu spaliła buraka, a Tom jeszcze szerzej się uśmiechnął.
-Skoro wiesz co o tym myślę i z kim masz do czynienia, a ja mam pewność, że pytania już są skorygowane a Tom ma łeb na karku i nie skompromituje się odpowiadając na tak trywialne pytania... Idę po kawę.
Opuściłem pomieszczenie i po zamknięciu drzwi oparłem się o ścianę. Cholera. Nie wytrzymam dłużej jego gapienia się na mnie. Tym bardziej, że w głowie mam ciągle ten chory sen. Udałem się do kawiarni, którą już wcześniej moje kocie oczy wyczaiły. Zamówiłem sobie latte. Jednak jeśli chodzi o tego kolesia na górze... Tak. On ma bardziej wygórowane wymagania. Przeczytałem wszystko na ten temat. Dlatego oznajmiłem facetowi za ladą, że skorzystam z ich rzeczy, bo Tom Kaulitz ma ostre wymagania. Kawa po irlandzku. Tu takiej nie podają. Dlatego zrobić muszę to sam. Najpierw sprawdziłem czy wszystko mają. Duży kieliszek na wino... ok, jest. Kawę mają.. Irlandzka whisky... Jest. Dzięki Bogu. Cukier trzcinowy i śmietanę mają bo podają do czekolad. Oki. Teraz trzeba zabrać się za przygotowanie. Aby podgrzać kieliszek wlałem do niego ciepłą wodę i chwilę w nim ją potrzymałem. Kiedy kieliszek się podgrzewał, zająłem się przygotowaniem wszystkich składników. Odmierzyłem 30ml whisky i postawiłem koło kieliszka. Po kilku minutach - w tym czasie wypiłem swoje latte - wylałem z kieliszka wodę. Na jego dno wlałem odmierzone whisky i wsypałem łyżkę cukru. Zaparzyłem filiżankę espresso i wlałem do kieliszka. Całość dokładnie wymieszałem. Z tego co wyczytałem to na wierzch delikatnie, ostrożnie trzeba wlać ubitą wcześniej z cukrem śmietanę. Nie powinna być ona ubita na sztywno, dlatego wykorzystałem do tego słoiczek i potrząsając nim ubiłem na właściwą konsystencję. Z tego co pamiętam manager Toma przytoczył nawet jego słowa "Picie tej kawy polega na dotarciu do czarnego naparu poprzez warstwę słodkiej, ubitej śmietanki, dlatego tak ważne jest, aby nie pomieszała się ona z aromatycznym płynem. Taka kawa pobudza zmysły i jest niczym afrodyzjak". Pierdolenie kotka za pomocą młotka. Komu, no pytam się komu, chce się tyle stać przy głupim parzeniu kawy tylko po to aby zaraz ją wychlać... Nie czaję tego. Po wlaniu śmietanki i posypaniu jej, zapłaciłem za kawy i poszedłem do pokoju.
-Twoja kawa. Wybacz, że tak długo, ale robiłem ją pierwszy raz.
Podałem mu ją, a on odbierał ją z nieukrywanym zaskoczeniem.
-Z-zaraz... Chcesz powiedzieć, że zrobiłeś ją sam?
-Tak. Miałem instrukcje od twojego managera. Ale mniejsza o to. Skończyliście?
-Tak.
-ok. To my dziękujemy. Możesz odejść.
Dziewczyna wyszła i kiedy zamknęła drzwi przeciągnąłem się. Boże, ja zawsze o tej porze smacznie zalegam w łóżku. Ziewnąłem i oczy zaszły mi łzami.
-O, widzę że ktoś się nie wyspał. Nie wnikam co robiłeś w nocy.
Zaśmiał się i upił łyk kawy. Stało się coś, czego na pewno się nie spodziewałem. Tom wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Ty robiłeś to po raz pierwszy?
-A czy wyglądam na baristę? W ogóle jak można spędzać tyle czasu przy robieniu jednej, głupiej kawy. Nie rozumiem, ale to twój światek i twoje zabawki. Pij to szybciej, bo za trzydzieści minut mamy być na planie zdjęciowym, a potem jedziemy na sesję. Czeka nas też jeszcze wywiad w telewizji i będzie to koniec.
Nic nie komentując wypił kawę i postawił na stoliku pusty kieliszek. Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się na plan filmowy. Do godziny zdjęć stałem i obserwowałem wszystko. Jednak w końcu postanowiłem udać się po jedzenie. Z tego co jego manager pisał, Tom nigdy nie dbał o jedzenie i gdyby nie on to całymi dniami nic by nie jadł. Dziwne, bo wygląda dobrze a nie jak patyczak. Z notatek wynikało, że Tom przepadał za kuchnią Japońską. Dlatego udałem się do restauracji Sushi. Była jedną z najdroższych w mieście, ale w końcu ten facet ma podniebienie Bogów, więc najlepiej będzie w takim kupić. Miałem też kasę na jego wydatki. Dostałem od góry. Wybrałem coś najdroższego i kiedy mi to wszystko zapakowali wróciłem do miejsca gdzie grał Tom. Znaczy wróciłem, ale nie tak szybko bo po dwóch godzinach. Godzina w jedną i godzina w drugą. Czy mówiłem już, że w tej robocie jestem psem na posyłki? Wypatrzyłem Toma. Mieli przerwę. Podobno od jakiś trzydziestu minut.
-Masz. To sushi. Musisz coś jeść bo padniesz.
-Jadłem.
-Łżesz. Niby kiedy?
-Jakieś 20 minut temu.
-Ah tak... Tom możesz zamknąć na chwilę oczy? Mam coś dla ciebie.
-Dla mnie? Serio?
-Tak. Tylko zamknij oczy.
Kiedy to zrobił, podszedłem do niego. Wiedziałem gdzie muszę uderzyć. Dostał z całej siły w brzuch, a dokładniej w miejsce żołądka. Zapowietrzył się, złapał za brzuch i prawie opadł na kolana. Spojrzał na mnie z mordem w oczach.
-Co ty do cholery robisz?!
-Jadłeś tak? Zabawne. Uderzyłem cię w żołądek. Z siłą z jaką to zrobiłem i miejscem w jakie uderzyłem, biorąc też pod uwagę czas kiedy niby jadłeś, powinieneś teraz wszystko wyrzygać. Jednak widać, masz się całkiem dobrze. Kłamco.
Złapałem reklamówkę z sushi i wepchnąłem mu ją w ręce.
-Przepierdoliłem całe miasto, żebyś to zeżarł, więc albo zrobisz to sam albo nafaszeruję cię w taki sposób, że twoje ulubione sushi stanie się najbardziej znienawidzoną przez ciebie potrawą!
Byłem wściekły, a on chyba to wyczuł. Wyprostował się powoli i zmierzył mnie wzrokiem.
-Co byś zrobił, jakbym nie kłamał.
-Ale kłamałeś.
-Ale gdybym nie kłamał.
-Miałem sushi. Gdybyś się wypawił to zjadłbyś na nowo.

niedziela, 10 marca 2013

Nota

Zapraszam na http://neighborr.blogspot.com/ :) Nowy rodzialik :D

Co do i hate stanęłam w miejscu i nie mogę ruszyć... Serio wena mnie opuszcza :( Ale nie dam się. Postaram się jak najszybciej coś tu wrzucić :)