niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 1


Oto ja wykurwiście, zajebisty Tom Kaulitz. Pomimo swojego słodkawego wyglądu wcale do takich nie należę. Jestem pieprzonym egoistą i pierdoli mnie to, że gdzieś tam zalewa ludzi, że wybuchają wulkany, że komuś umarł pies…Jestem egoistą, bo dla mnie najważniejszy jestem JA. To moje problemy są najważniejsze… kocham siebie..myślę o sobie...tylko o sobie...Niczym się nie dzielę z nikim i nie potrafię  kochać nikogo innego...Pierdolę ludzi i ich skurwiałe problemy! Żyję swoim życiem, bo tak najlepiej. Nienawidzę być pomocny, dobry i nie lubię, jak muszę się dla kogoś poświęcać…Nie jestem bezinteresowny i nigdy nie byłem i nie będę altruistą! I wiecie co? Wykurwiście dobrze mi z tym! Tak, jestem zadufanym w sobie, egoistycznym dupkiem. 
 Przebudziłem się gdzieś koło godziny 10 rano. Leniwie przetarłem piąstkami,  jak mały chłopiec oczy i ziewnąłem przeciągle, a do moich bursztynowych oczu napłynęły małe łzy. Nienawidziłem wstawać tak wcześnie rano. Tak, dobrze mówię dla mnie Toma Kaulitza 10 rano to cholernie wcześnie. Usiadłem na łóżku i spojrzałem w okno, które znajdowało się zaraz przy moim wielkim łóżku.
-O jezu–mruknąłem i opadłem z powrotem na plecy. Nie miałem ochoty ruszać się z ciepłego łóżka widząc, co działo się za szybą okna.  Z ciemnoszarych chmur padał okropny deszcz,  a kałuże robiły się coraz większe. Postanowiłem więc zostać w łóżku. Niestety tylko na postanowieniu się skończyło, bo usłyszałem jak ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Warknąłem tylko podniosłem i nałożyłem na głowę poduszkę, ale ten za dębowymi , brązowymi drzwiami był nieugięty.
-Cholera Alex żebyś miał dobry powód bo zabije… -warknąłem pod nosem i rzuciłem gdzieś na bok bordową poduszkę, która zsunęła się z łóżka i upadła na podłogę. Zwlokłem się z wyra i powłócząc nogami jakbym był co najmniej nawalony,  ruszyłem do drzwi wejściowych,  za  którymi stał natarczywy „gość”. Nie miałem na sobie nic prócz czarnych,  luźnych bokserek i nie przejmowałem się,  że osoba stojąca za drzwiami zobaczy moje półnagie ciało. Wchodząc do salonu potknąłem się o swoje porozwalane czerwone adidasy i przekląłem pod nosem.
-Alex kurwa, mam nadzieję że…
Powiedziałem to tak głośno,  żeby osoba za drzwiami to usłyszała i otworzyłem je.  Moim oczom ukazała się śniada twarz mojego podwładnego, a jednocześnie przyjaciela
–…masz dobry powód,  żeby dopierdalać się do moich drzwi o tak wczesnej porze – mruknąłem dokańczając, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Właź –warknąłem i wszedłem w głąb domu przecierając dłonią swoją zaspaną twarz.
-Godfather…-Tak, właśnie tak mnie nazywali. Nie byłem zwykłym chłopakiem mającym 22 lata  na karku. Przydomek ten dostałem przez to jaki byłem bezwzględny w branży, w której siedziałem. Handlarz dragami i żywym towarem. Miałem pełen szacunek na ulicy i budziłem strach wśród „Przykładnych” obywateli kraju. Zabijałem , katowałem i nawet gwałciłem przez co wszystkie psy z kraju mnie szukały. Mam ich w chuju i dalej robię swoje. Ulica zmienia ludzi, a mnie te 4 lata zmieniły cholernie. Dorobiłem się sporego majątku i teraz żyło mi się dobrze, chociaż moje początki były tu cholernie marne.  Z zadumy wyrwał mnie niski głos Alexa -… mamy problem – tylko tyle wychwyciłem z jego monologu, jaki mi zafundował. Pokręciłem przecząco głową poruszając hebanowymi warkoczykami na swojej głowie, dając mu tym samym znać, że teraz nie chcę o tym gadać.
-Idę po solidną dawkę kofeiny, chcesz? – spojrzałem na niego swoimi ciemno-bursztynowymi,  zaspanymi oczami i ziewnąłem. Widząc, że odmawia uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni drapiąc się po brzuchu. Włączyłem ekspres, wcześniej podkładając swój ulubiony żółty kubek i usiadłem na blacie kuchennym machając nogami. Kiedy kubek został zapełniony  ciepłą, pachnącą kawą, zeskoczyłem z blatu i zabrałem go. Wróciłem do przestrzennego salonu i usiadłem na jednym z dużych, wykonanych z czarnej skóry foteli. Postawiłem kubek z ciepłą kawą na szklanej ławie i rozkładając się wygodnie w fotelu spojrzałem w błękitne oczy Alexa.
-Dobra teraz mogę rozmawiać… - oparłem jedną ze swoich dość szczupłych nóg o kolano drugiej, a głowę o zwiniętą w pięść dłoń – Niech zgadnę,  kolejny kretyn zamówił towar, a nie ma dla nas hajsu? – widząc,  jak Alex  tylko kiwa potwierdzająco głową, westchnąłem głośno i sięgnąłem po kubek z kawą. Upiłem łyk ciepłego napoju od razu czując na języku upragniony gorzki smak. Odstawiłem kubek z powrotem na szklaną ławę. Usiadłem normalnie w skórzanym fotelu, a pomiędzy moimi gęstymi, czarnymi brwiami pojawiła się charakterystyczna dla mnie zmarszczka. Pochyliłem do przodu swoje dobrze umięśnione ciało,  łokcie opierając o kolana. Splotłem przed sobą dłonie,  a dwa kciuki wcisnąłem w zamknięte powieki. Alex  wiedział, że ma się nie  odzywać,  gdy przybieram taką pozycję. Po 2 minutach westchnąłem głośno i puszczając wolno przedramiona w dół między nogami,   jednak łokcie nadal mając na kolanach,  spojrzałem na  Alexa  spod swoich gęstych, długich, czarnych rzęs.
-Chuj zrobimy tak… Pojedziemy do tego idioty wieczorem. Muszę najpierw zrobić porządek  z tymi cholernymi papierami… Który to klub? –zapytałem go, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
-Jeden z droższych… Ten gdzie sprzedałeś im tą młodą rudą – patrzył mi prosto w oczy swoimi błękitnymi tęczówkami. Chyba był jedynym z moich pracowników,  który wytrzymywał moje dominujące spojrzenie. Pokiwałem twierdząco głową dając tym samym znać, że wiem o który lokal chodzi i opadłem na  oparcie fotela. -Dobra zjeżdżaj stąd , chcę się trochę ogarnąć – uśmiechnąłem się do niego,  a on po odwzajemnieniu uśmiechu wstał i bez słowa opuścił mój dom. Odchyliłem na chwilę do tyłu głowę, powodując tym samym, że moje  hebanowe warkoczyki zsunęły się z ramion i opadły mi na plecy. Jednym szybkim ruchem zerwałem się z fotela i mijając moje adidasy poszedłem do łazienki. Podszedłem do kabiny prysznicowej i powoli  zsunąłem swoje czarne, luźne bokserki na kostki i wyszedłem z materiału leżącego teraz na kafelkowej podłodze. Wszedłem do  kabiny prysznicowej wcześniej rozsuwając ruchome, szklane drzwiczki. Odkręciłem wodę ustawiając na odpowiednią dla siebie i przełączyłem jej strumień na deszczownicę. Stałem spokojnie,  kiedy ciepłe krople wody zaczęły zalewać moje całe ciało. Odchyliłem do tyłu głowę pozwalając wodzie spływać po mojej,  jeszcze zaspanej  twarzy. Przetarłem ją jedną dłonią i schyliłem się  po nawilżający żel pod prysznic. Nalałem dość sporą ilość na dłoń i dokładnie zacząłem myć swoje ciało. Dochodząc do wniosku że jestem już dokładnie umyty, spłukałem z siebie pianę i zakręciłem wodę, wychodząc z kabiny cały mokry. Podniosłem leżące na podłodze bokserki i wrzuciłem je do wiklinowego kosza z brudną bielizną. Powoli podszedłem do dużego lustra i stojąc przed nim dokładnie przyjrzałem się swojemu lustrzanemu odbiciu. Miałem idealnie wyrzeźbione ciało po godzinach przesiadywania w siłowni, która znajdowała się w „podziemiach” mojego wielkiego domu. Pomimo , że moje ciało było pięknie umięśnione, zdobiły je przeróżnego rodzaju blizny,  które nabyłem podczas walk jakie stoczyłem przez zostawioną już za sobą młodość. Uśmiechnąłem się do własnego odbicia i sięgnąłem z szafki puchaty,  kremowy ręcznik. Wytarłem nim dokładnie ciało i zawiązałem go  szczelnie na biodrach. Opuściłem łazienkę po wcześniejszym umyciu zębów i  poszedłem do swojego granatowego gabinetu,  po drodze zabierając kubek z letnią już kawą. Byłem jednak już do tego przyzwyczajony, bo nigdy nie udawało mi się w spokoju napić do końca ciepłej, pachnącej kawy. Upiłem w drodze łyk i usiadłem przydużym, drewnianym biurku. Otworzyłem szufladę i odstawiając kubek na bok, wyjąłem z niej całą stertę papierów. Zabrałem się za ich przeglądanie i rozpisywanie. Zawsze mnie to cholernie pochłaniało, a gdy zajmowałem się tym, traciłem kontakt z rzeczywistością. Kiedy w końcu skończyłem, przetarłem palcami swoje zmęczone  oczy i spojrzałem na zegarek, który wisiał na przeciwległej ścianie.
-Kurwa już ta godzina?! Cholera! – zerwałem się z obrotowego, skórzanego krzesła i szybko poszedłem do sypialni. Wlazłem do garderoby i zacząłem przebierać w ubraniach. Zdecydowałem się na oczywiście luźne, czarne spodnie dobierając do nich białą, także luźną koszulę na krótki rękaw i za dużą o dwa numery czarną bluzę z kapturem. Położyłem ciuchy na łóżku i wróciłem do garderoby po czarne bokserki, które szybko wrzuciłem na swój zgrabny tyłek. Wróciłem do łóżka i założyłem spodnie. Następna była biała koszulka,  a po niej zarzuciłem na swoje umięśnione ramiona bluzę. Wyjąłem spod ciuchów warkoczyki rozrzucając je na ramionach i usiadłem na łóżku. Wciągnąłem na stopy białe skarpetki i sięgnąłem do nocnej szafki po ulubione perfumy,  którymi dość mocno się wypryskałem. Wyszedłem z pomieszczenia jak burza i poszedłem do drzwi wejściowych. Naciągnąłem na nogi biało-czarne adidasy, a na  nos założyłem duże, przeciwsłoneczne, czarne okulary,  pomimo że pogoda na zewnątrz raczej nie zachęcała do wychodzenia z domu. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem stojącego przed sobą Alexa. Posłałem mu przyjazny uśmiech i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi przekręcając je na zamek.
-Chodźmy –mruknąłem i wolnym krokiem ruszyłem w stronę czarnego, sportowego Audi. Wsiadłem na tylne siedzenie rozwalając się na nim wygonie i czekałem kiedy Alex usiądzie za kółkiem. Długo to nie trwało i już po chwili odpalił silnik,  ruszając spod mojego domu z piskiem opon. Patrzyłem przez okno na migający dość szybko krajobraz. Byłem zmęczony, dlatego nie odzywałem się ani słowem. Po około 15 minutach znaleźliśmy się przed klubem. Weszliśmy powoli do środka. Jak zawsze ledwo było coś widać przez dym tytoniowy,  a muzyka zagłuszała wszystko. Każdy z pracowników wiedział kim jesteśmy,  dlatego od razu zaczęli przy nas skakać. Jak zawsze wkurwiało mnie to niemiłosiernie. Usiedliśmy przy jednym ze stolików,  a ja zamówiłem ukochane whisky. Dostając zamówienie ująłem w dłoń szklankę i upiłem łyk zimnego trunku. Spojrzałem na Alexa  z za swoich czarnych,  gęstych rzęs.
-Idź do niego sam.. ja nie mam ochoty patrzeć na jego mordę.. – mruknąłem,  a kiedy Alex przechodził koło mnie złapałem go za przedramię i przyciągnąłem do siebie.
-Nie zabijaj, ale nastrasz,  mam dość bycia właścicielem klubów… - powiedziałem prosto w jego twarz,  a on kiwnął głową i zniknął gdzieś w tłumie. Załatwianie tych jebanych interesów mnie dobijało. Musiałem pracować z takimi kretynami. Do tego nienawidziłem czekać. Działało to  na mnie,  jak jebana czerwona płachta na byka. Na mojej twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia i opuściłem się niżej w wygodnym skórzanym fotelu. Nałożyłem na głowę kaptur swojej luźnej,  czarnej bluzy i zacząłem szukać po kieszeniach dobrze znanego mi opakowania. Wyjąłem paczkę mocnych szlugów i umieściłem jednego między swoimi malinowymi ustami. Znalazłem szybko zapalniczkę i jednym sprawnym ruchem odpaliłem jointa. Zaciągnąłem się nikotynowym  dymem,  który działał na mnie kojąco  i po krótkim przetrzymaniu go w płucach wypuściłem dym nosem. Napiłem się ponownie swojego drinka i wkurwiony czekaniem zacząłem wodzić wzrokiem po klubie. Zarzuciłem nogi na stół nie przejmując się, że komuś może to nie pasować  i opuściłem się jeszcze niżej w skórzanym fotelu. Wyciągnąłem znudzony rękę po szklankę i leniwie bez większego entuzjazmu zacząłem popijać sobie whisky. Rozglądałem się przy tym po tym zjebanym klubie,  który zaczął mnie wkurwiać przez debila,  który nie wie z kim ma do czynienia. Zamawiać towar pomimo braku kasy i to u mnie… trzeba mieć niezły tupet. Byłem naprawdę wkurwiony. Dokończyłem palić swojego szluga i zgasiłem go o blat stołu, na którym znajdowały się od dłuższego czasu moje nogi. Złapałem za szklankę z whisky i na raz wypiłem trunek do końca. Machnąłem na kelnerkę, która znalazła się po chwili przy mnie. Nie powiem cizia była niezła. Zamówiłem to samo i wzrokiem odprowadzałem ją,  bezczelnie wlepiając oczy w jej seksowny tyłek. Znowu czekałem,  lecz tym razem na to aż laska przyjdzie z moim zamówieniem. Spojrzałem ponownie na bawiących się ludzi,  widząc jak jakaś para tańczy jakby się pieprzyła. Uśmiechnąłem się pod nosem,  bo takie sceny zawsze mnie bawiły. Kiedy kelnerka podchodząc do mnie potknęła się i cała szklanka, a raczej jej zawartość wylądowała na mojej bluzie. Wstałem jak oparzony drąc się na nią akurat wtedy,  kiedy była cisza w klubie.
-Patrz jak chodzisz suko! -warknąłem i spoliczkowałem dziewczynę. Dlatego lepiej mnie nie wkurwiać, bo  nie należałem do osób, które patrzą czy to facet czy laska, nie po tym co spotkało mnie po wyjebaniu z domu przez ojca i to z powodu mojego cholernego braciszka. Wkurwiony poszedłem  do łazienki po drodze zdejmując swoją czarną bluzę. Wszedłem do łazienki w której nikogo akurat nie było. Spojrzałem w swoje odbicie przerzucając przez ramię oblaną bluzę. Wyszedłem po chwili z łazienki w celu odnalezienia Alexa.  Zauważyłem go koło baru i już miałem iść kiedy kolejna laska na mnie wpadła zalewając tym razem moją koszule. Nie wytrzymałem i wkurwiony jebnąłem piździe z otwartej tak, że upadła na ziemię.
-Muszę powiedzieć szefostwu , że jest tu chujowa obsługa – ryknąłem patrząc na ciemnowłosą kobietę trzymającą się za policzek. Widziałem jak z wargi leci jej krew, a ja uśmiechnąłem się wrednie.
-Suko zejdź mi z drogi bo jak nie to uwierz zrobię sobie z Ciebie dywan – Zaśmiałem się złośliwie widząc,  jak laska skąpo ubrana na czworakach przesuwa się na bok. Włożyłem dłonie w kieszenie i ruszyłem koło stolików.  Ruszyłem z Alexem do wyjścia z klubu. Będąc już na zewnątrz usłyszałem znamy mi głos. Spojrzałem na znajdującą się koło klubu uliczkę i zatkało mnie. Otoczony przez największe szumowiny tego miasta stał  wysoki, o kruczoczarnych włosach, z ostrym wyzywającym makijażem, chłopak. Tak to był mój brat bliźniak - Bill. Tamci zaczęli z niego drwić i popychać go, a ja tylko stałem i przyglądałem się całemu zdarzeniu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz