niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 15


Zaśmiałem się pod nosem, a moje wargi wykrzywiły się w złowieszczym uśmieszku. Ani trochę nie przejmowałem się starciami z tymi kretynami. Wręcz byłem z tego powodu zadowolony, bo czeka mnie chociaż trochę rozrywki, a nie rutyna, rutyna i jeszcze raz rutyna. Co prawda w mojej branży o rutynie nie można było raczej mówić, ale ja należałem do niegrzecznych i bardzo rozrywkowych chłopców. Naciągnąłem na swoją zgrabną, jędrną, seksowną dupę spodnie, a na klatę nałożyłem jedynie bluzę. Wszedłem na chwilę do swojego pokoju by zabrać ze sobą swoją jedyną matkę, żonę i kochankę w jednym - ukochaną broń. Schowałem ją za paskiem spodni i posłałem szeroki uśmiech Alexsowi.
-Jestem gotowy. Rozwalmy kilku idiotów bracie.
Zaśmiałem się, a Alex odwzajemnił mój uśmiech. Pod względem brutalności i całego interesu tylko on dogadywał się ze mną idealnie. Zabawne jak to lata życia na ulicy potrafią zmienić człowieka. Czy żałuję tego kim się stałem? Pff... Chyba żart! Jestem z tego powodu szczęśliwy. Opuściliśmy dom i udaliśmy się do czarnego, sportowego auta Alexa. Przed wejściem do samochodu spojrzałem na okno od pokoju Billa. Oby idiota wziął do siebie moje groźby, bo jak nie, to normalnie sikę skatuję! Usiadłem na miejscu pasażera obok Alexa i utkwiłem wzrok w przedniej szybie.
- Godfather nie zrozum mnie źle, ale czy on przypadkiem nie jest twoim bratem bliźniakiem?
Przez chwilę nie wiedziałem o co mnie w ogóle Alex pyta, dopóki nie przypomniałem sobie w jakiem akcji mnie przyłapał.
-Aa.. Chodzi ci o Billa? Tak jest moim bratem bliźniakiem, a do tego od dziś moją suką. Czemu? Bo po tym jak skończyłem przez niego na ulicy, nienawidzę go bardziej od glin. Dlaczego go jednak pierdolę? Bo gdy go zgwałciłem czułem się tak, jak jeszcze nigdy z żadną pizdą czy kutasem. 
-Widzę, że znasz mnie dobrze, bo uprzedziłeś moje wszystkie pytania... Oprócz jednego. Czy nie pozostawia to faktu, że jest on dalej twoim bratem?
Zaśmiałem się i spojrzałem na jego profil, bo po zadaniu pytania odpalił silnik i ruszył. 
-Alex, żeby była całkowita jasność. Brata mam jednego i jesteś nim tylko ty. Ta dziwka? Nadaje się jedynie do jebania, bicia i poniżania. A i jeszcze jedno. Bill należy do mnie i jego ciasnymi zwieraczami nie zamierzam się dzielić z nikim. Nooo chyba, że będę chciał poeksperymentować to możesz już się czuć zaproszony. 
Puściłem mu oczko, a on zaśmiał się kręcąc na boki głową.
-Jesteś najbardziej pojebanym człowiekiem jakiego znam.
-Ależ dziękuję za komplement Alex.
We dwójkę wybuchliśmy śmiechem, ani trochę nie przejmując się tym, że jedziemy na rzeź. W sumie rzeź to chyba ja zrobię, bo oni nie mają co się ze mną równać. Spojrzałem na swojego towarzysza i uśmiechnąłem się szeroko.
-Alex nie każ czekać naszym chłopakom... Ba! Przez opóźnienie ominie nas najciekawsza i najlepsza zabawa! 
Poruszyłem gęstymi, czarnymi brwiami i zaśmiałem się głośno. Sięgnąłem za pas swoich spodni i wyjąłem broń. Odblokowałem ją i z fascynacją obserwowałem jej lśniącą powierzchnię. 
-Gaz do dechy! 
Nie musiałem tego dwa razy powtarzać, bo Alex od razu wdepnął pedał gazu i wyjechaliśmy na jedną z najbardziej ruchliwych dróg. Tak, to była kolejna rzecz na mojej liście, którą uwielbiałem - szybka jazda. Nie była co prawda na pierwszym miejscu, bo pierwsze zajmował oczywiście seks, ale też stała wysoko w rankingu. Na zakręcie zarzuciło nam nieźle dupą auta, na co ja zacząłem śmiać się jak jeszcze bardziej pojebany niż byłem. A pod dynią miałem naprawdę nierówno. Zauważyłem, że światła na skrzyżowaniu zmieniają kolor, więc uśmiechnąłem się szeroko.
-Dawaj Alex! Rozbijmy kilka aut! 
-Godfather widzę, że dopiero teraz dobrze się bawisz co?
Spojrzał na mnie kątem oka i z uśmiechem na mordzie przyśpieszył jeszcze bardziej. Przemknęliśmy na czerwonym jak strzała, wywołując tym na skrzyżowaniu niezłe zamieszanie. Odwróciłem się by spojrzeć przez tylną szybę i zobaczyłem zderzone czołowo dwa osobowe samochody, w tym jednego w płomieniach. Jak myślicie, jaki mam teraz wyraz twarzy? Tym bardziej, że moje tęczówki uchwyciły wychodzącą, stojącą całą w płomieniach postać... Widać na mojej twarzy fascynację równą tej dziecięcej, satysfakcję, że spowodowała to moja osoba oraz szeroki uśmiech, który już po chwili przemienił się w śmiech godny psychopaty. Usiadłem normalnie i głaszcząc dłonią broń spojrzałem na Alexa. 
-Masz dodatkowe punkty za "pieczeń" hahah!
Sięgnąłem do schowka i wyjąłem paczkę fajek. Jednego papierosa umieściłem między wargami i odpaliłem zaciągając się przyjemnym, nikotynowym dymem. 
-Godfather ty naprawdę jesteś chory... Nie na darmo nazywali cię dzieckiem szatana.
Zaśmiał się przyglądając mi kątem oka. Wypuściłem dym z ust i wyszczerzyłem się, po czym zacmokałem i pokręciłem na boki głową. 
-Błąd Alex! To ja jestem ojca szatana, a ten gówniarz i tak w swych działaniach pozostaje setki milionów lat za mną.
-Wybacz pomyłkę.
Uśmiechnął się skupiając na drodze przed nami. Nic dziwnego, bo zbliżaliśmy się powoli do jednego z moich klubów gdzie odbywała się cała zabawa. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że pomimo iż ja się ani trochę tym nie spinam z Alexem jest całkiem inaczej. Po kilku minutach dojechaliśmy do klubu. Była strzelanina. Choler… istny pokaz moich kochanych fajerwerków. Wzrokiem zacząłem szukać jednego z godniejszych zaufania ludzi zaraz po Alexie -  Connora.  Gdzie jesteś? W końcu wypatrzyłem go wśród całego zgiełku. Alex zaparkował bezpiecznie auto, a ja po odblokowaniu broni szybko podbiegłem do Connora.
-Jak się sprawy mają?
-Jesteśmy na równi z nimi, ale sądzę, że sprzedał nas jeden z naszych… Zbyt dobrze wiedzieli ilu jest tu nas i mają przewagę liczebną…
-Który sprzedał?
-Posądzamy Davida po tym jak upokorzyłeś go przy nas….
Tak sytuacja, kiedy chciał przeruchać dziwkę, a zamiast tego dostał po mordzie przy wszystkich i opierdol, że to ja tu mówię co robimy a co nie. Od razu wyczaiłem gówniarza po stronie naszego wroga i strzeliłem mu w łeb. Jebną, jak długi ale tym pokazałem siebie i zaczęli do nas strzelać. Szybko schowałem się za drzewo i westchnąłem. Widząc minę Jacka i Alexa domyśliłem się,  że jest ich o wiele więcej. Cholera... Ruszyłem w stronę jednego z aut strzelając niczym rambo. Strzeliłem w jednego i tylko z ironia im rzuciłem.
-Tylko tyle was jest suczki?! Chętnie bym się z waszymi dupami zabawił,  ale to zostawię na potem! Wiecie zaleta jebania zwłok jest taka, że nie marudzą!
Zacząłem się bezczelnie śmiać idąc dalej wprost na gości. Alex krzyknął coś do mnie i mnie wyprzedził. Zawsze chciał dawać mi jak mniej ryzyka na spotkanie ze śmiercią. Wyminął mnie i biegnąc zaczął strzelać do wszystkiego co się ruszało, oczywiście z rozróżnieniem którzy to nasi a którzy nie. Rozejrzałem się.. Cholera.. Rzuciłem się w jego stronę,  po drodze potrącając ramieniem Connora. Zrobiłem wślizg powalając Alexa na ziemie, a sam szybko przekręciłem się na brzuch i zacząłem strzelać do kolesia, który oddał  wcześniej strzał i gdyby nie ja Alex gryzłby piach. Strzeliłem tamtemu w głowę, po czym spojrzałem na Alexa. 
-Kurwa Ty jak pierdoliłeś dawniej o tej śmieci,  to na serio chcesz wyciągnąć kopyta? 
Widziałem, że jest zaskoczony tym, jak szybko znalazłem się przy nim i uśmiechnąłem się do niego wstając i wyciągając dłoń by pomóc mu wstać.
-Dalej bracie,  pokażmy im,  jak to jest jak się z nami zaczyna hm?
-Jasne dzięki za uratowanie mi dupy…
-Nie czas na gadanie! Alex! Godfather! 
Był to Connor. Alex odwrócił się, a ja usłyszałem strzały. A po chwili Alex runął na ziemię z przestrzelonym na wylot ramieniem… Ale czy tylko tym? Był prawie cały we krwi, a cała akacja działa na mnie jak jakaś pierdolona scena w zwolnionym tempie! 
-Alex!!
Podniosłem głowę i spojrzałem na nich takim wzrokiem, że chyba nawet Lucek w swoim piekiełku takiego nie ma. Alex wstał z moją pomocą, a ja spojrzałem na chłopaków.
-Spróbujcie się wtrącić,  a was też rozpierdole! To moja wojna jasne?!
Schyliłem się i wyciągnąłem z pasa Alexa jego drugą broń.  Po tym ruszyłem biegiem na samochód w ogóle nie przejmując się, że jestem sam. Kolesie powychodzili z auta, a ja zacząłem do nich strzelać jak rasowy zabójca na wyprostowanych przed siebie rękach, które tylko odchylałem do poszczególnych ludzi. Padali jak muchy, a ja się tym nie przejmowałem. Jeden koleś zaczął uciekać, więc wskoczyłem na maskę auta i przebiegłem po jego dachu. Zeskoczyłem z niego i zamiast strzelać w kolesia wskoczyłem na niego uderzając  go z całej siły bronią, roztrzaskując czaszkę. Upadł na ziemie i wtedy zobaczyłem jeszcze jednego czającego się, tym razem na Connora. Przewróciłem oczami i zacząłem biec w stronę jego i chłopaków, więc mogli pomyśleć, ze chcę rozwalić ich za to, że mój brat właśnie leży i wykrwawia się na jebanej ziemi, a oni nie potrafili go uratować! W tym momencie pojawiła się przed Connorem gęba kolesia z bronią jaką trzymał w łapie, a on pewnie myślał już jak mu się fajnie żyło. Reszta chłopaków nie zdążyłaby zareagować, ale nie ja. Wyjąłem nóż jaki ukryłem za pasem tuż przed wyjściem tu z auta i rzuciłem nim tak, że wbił się w skroń faceta i ten runął na ziemie. Widząc, że już wszystkich rozpierdoliłem, odwróciłem się i strzeliłem w bak auta tych kolesi, a to wybuchło. Podbiegłem do Alexa rzucając na bok obie bronie. Nie wiedziałem, jak go dotknąć, a do tego był on kurwa nieprzytomny. Zdjąłem szybko bluzę z siebie i przyłożyłem ją do jego rany.
-Alex do cholery nie zostawiaj mnie! Pamiętasz?! Zawsze i wszędzie razem! Cholera!!! Alex! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz