niedziela, 29 kwietnia 2012

Godfather:Odcinek 16


-Alex do cholery! Otwórz oczy!
Uderzyłem go z otwartej dłoni raz w jeden policzek i raz w drugi. Tracił naprawdę dużo krwi, a ta była wchłaniana przez moją bluzę. Nie tylko moja bluza z białej zmieniała kolor na czerwony, moje dłonie również były całe we krwi. Zacisnąłem mocno szczęki, aż było widać ruch moich mięśni na policzkach i tak samo mocno zacisnąłem palce na dociskanej przeze mnie bluzie. Zamknąłem oczy opuszczając głowę, a przez ten ruch moje warkoczyki zsunęły się po moich ramionach na przód i teraz wisiały w powietrzu kilka centymetrów nad ciałem Alexa. Nie możesz mi tego zrobić brachu… 
-G-Godfather… N-nie pasuje ci t-taka mina… W-wyglądasz z nią przekomicznie… 
Moje zimne jak lód, nieczułe serce na moment się zatrzymało po to by po chwili bić ze z dwojoną siłą. Szybko podniosłem głowę by patrzeć na Alexa. Miał otwarte oczy i uśmiechał się blado. Wyglądał naprawdę niedobrze. 
-Connor! Przyprowadź szybko auto! Migiem!! 
Wyjąłem klucze z kieszeni spodni Alexa i rzuciłem je Connorowi. Zawsze miał dobry refleks, więc złapał je od razu w biegu. Zaraz po tym wyciągnąłem z kieszeni komórkę i zadzwoniłem do swojego osobistego lekarza. Przecież do szpitala go nie zawiozę. Raz przez to, że jest po postrzale i psy zaczęłyby zbyt węszyć, a dwa przez to jaki interes prowadzimy. Skończyłem gadać z doktorkiem i dalej uciskając ranę Alexa posłałem mu szeroki uśmiech.
-Napędziłeś mi niezłego strachu. Jakbyś wyciągnął kopyta to normalnie odnalazłbym cię w piekle i sam pośmiertnie zajebał!
Zaśmiał się i od razu skrzywił. Musiałem wyglądać inaczej niż normalnie, ale Alexa naprawdę uważałem za brata z krwi i kości. Pomógł mi w najgorszym dla mnie momencie, po tym jak skończyłem na ulicy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że gdyby wtedy nie wyciągnął do mnie pomocnej dłoni to mogłoby mnie już dawno nie być na tym zapyziałym świecie. Connor podjechał pod nas samochodem. Westchnąłem bo teraz czekało nas najgorsze, a mianowicie – przeniesienie go do samochodu. 
-Alex…
-T-taa… wiem, róbcie swoje…
Uśmiechnąłem się, bo zabawne jak potrafimy porozumieć się bez słów. Connor podszedł do nas i wspólnie podnieśliśmy go z ziemi. Wykrzywił się i pomimo widzianego na jego twarzy cholernego bólu nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Przenieśliśmy go do samochodu i położyliśmy z tyłu. Sam usiadłem koło niego aby dalej dociskać ranę. Connor naprawdę sprostał zadaniu, bo w naszym tajnym gnieździe gdzie znajdowały się wszystkie potrzebne rzeczy żeby lekarz mógł spokojnie zająć się Alexam, znaleźliśmy się w pięć minut. Tak, tak… Mogłem go zabrać do siebie… Do podziemi, bo tam również były przeróżne środki. W końcu jak jakaś pizda zaciążyła to bez wahania miała ciążę usuwaną i to bez względy na to czy tego chciała czy nie. To ja tu rządziłem i jak mówiłem pod nóż to nie miała nic do gadania. Wysiedliśmy z samochodu i wspólnie z Connorem zanieśliśmy Alexa do gabinetu. Tu było bardziej czysto i przede wszystkim profesjonalnie, a to było podstawą. John od razu pokazał nam gdzie mamy go położyć , a my postępowaliśmy zgodnie z jego wskazówkami i kiedy był gotowy do wszystkiego, opuściłem z Connorem pomieszczenie. Mogłem zostać w środku, bo nie takie rzeczy się już widziało czy robiło, ale musiałem od razu zajarać, bo inaczej rozjebie mnie od środka. Oparłem się swoimi nagimi i lekko poranionymi plecami o ścianę, zginając jedną z nóg w kolanie i stopę opierając również o ścianę. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem między wargi jednego, którego odpaliłem szybkim ruchem od razu zaciągając się jego przyjemnym, kojącym, nikotynowym dymem. Odchyliłem głowę do tyłu by oprzeć ją o nierówną powierzchnię ściany i wypuściłem z ust smugę szarego, drażniącego oczy dymu.
-Connor, czy tylko mi się wydawało… Ale z mojej obserwacji całej akcji wynika, że tego skurwysyna Siwego tu nie było…
Przekręciłem lekko głowę w bok by na niego spojrzeć i w tym samym czasie zaciągnąłem się ponownie. Zmarszczył brwi w zamyśleniu .
-M-Masz rację… Nie widziałem go. 
-Fuck! 
Wypuściłem dym nosem i w napływie wkurwienia uderzyłem z pięści w ścianę.
-Jebany tchórz! Dopadnę go osobiście, a z flaków zrobię zabawki dla swoich kochanych piesków! 
Byłem wściekły, że ten kutas nie miał na tyle jaj, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz! Ale jeszcze się z nim policzę, w końcu wybiłem mu prawie wszystkich ludzi. Poczekam tylko aż Alex będzie po operacji i wtedy pojadę do domu, żeby wszystko dobrze zaplanować. 
Po koło 50 minutach John wyszedł z gabinetu i powiedział mi, że stan Alexa jest ustabilizowany ale musi on dużo wypoczywać. Wszedłem do niego. Był już przytomny, co mnie trochę zaskoczyło. 
-Ładnie stawiać nas wszystkich tak na nogi? Jak się czujesz?
-J-jakby potrącił mnie czołg, przejechał walec, a na koniec zdeptała parada lesbijek… Ale ogólnie się trzymam.
-hahaha… Nawet będąc w takim stanie myślisz tylko o dupach. Zabrać cię stąd do domu?
-Nie… Jakoś tutaj czuję się bezpieczniej. Co z siwym?
Westchnąłem głośno i usiadłem na krawędzi jego łóżka. 
-Widzisz kutasa w ogóle tam nie było, a tych co tam byli sam rozpierdoliłem. Wrócę do domu i przemyślę plan, żeby go dopaść. Już jest chodzącym trupem, bo jego ludzie próbowali mi zabić brata. Będę tu jutro, a dziś zostawię ci ochronę. Chociaż nie odważą się tu przyjść, nie po tym co było. 
-Dobra to spierdalaj, bo chcę iść spać.
Zaśmiałem się razem z nim i wyszedłem z pokoju. Udałem się od razu do ludzi i kazałem im zostać z Alexem, a Connora o szczególną ochronę, bo to jemu z moich ludzi ufałem najbardziej. Zabrałem od niego kluczyki i pojechałem prosto do domu. Byłem padnięty, a do tego cały ujebany we krwi. Powrót do domu nie zajął mi dużo czasu i całą drogę pokonałem w bardzo szybkim tempie. Zaparkowałem samochód jak zawsze na podjeździe i po otwarciu drzwi wszedłem do domu. Przekręciłem zamek i westchnąłem. Miałem zamiar udać się prosto do swojego pokoju, ale przypomniałem sobie o tym cholernym idiocie – Billu. Dlatego zamiast iść do siebie poszedłem do pokoju Billa. Otworzyłem drzwi jego pokoju.
-Co jest do…
Pokój wyglądał jak po przejściu tornada… Istny Armagedon. 
-Co tu się do chuja stało? 
Po podłodze było pełno porozrzucanych ubrań. To co wcześniej znajdowało się na szafkach, czy półkach teraz leżało w nieładzie na podłodze. Tak, jeszcze tego mi kurwa brakowało. Na ziemi znajdowało się też szkło, zapewne od żarówki z lampki, która powinna znajdować się na nocnej szafce przy łóżku, a nie w strzępach na podłodze. W całej stercie tych poniszczonych rzeczy dostrzegłem swoją kamerę, o dziwo całą. Podniosłem ją i odstawiłem bezpiecznie do swojego pokoju. Wiedziałem, że jeśli coś się tu stało, to mam to pięknie zapisane na kasecie. Wróciłem do tego rozpierdolonego pomieszczenia. Nie odważyli by się tu włamać. Poza tym, przecież jak tu wchodziłem drzwi były zamknięte na zamek. Zmarszczyłem brwi i po chwili usłyszałem szum wody. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem tam tego kretyna Billa siedzącego pod prysznicem i obejmującego swoje nogi. Czyli to ta pizda tak rozpierdoliła ten pokój. Wybrał naprawdę zły moment.
-To co zrobiłeś z pokojem…
Mruknąłem na tyle głośno, żeby to usłyszał opierając się o futrynę i spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem. Podniósł głowę i szybko wstał.
-Wszystko posprzątasz dziwko rozumiesz?! 
Warknąłem i zrobiłem krok w jego kierunku przyjmując od razu naprawdę bojową postawę. 
-N-nie zbliżaj się do mnie gwałcicielu! Popaprany psycholu! 
Zatrzymałem się, ale nie dlatego, że mi ten kretyn tak kazał. Po prostu jego słowa totalnie mnie zaskoczyły, a dodatkowo i jego postawa. Jakieś 4 godziny temu sam mnie błagał, żeby jebać go do upadłego, a teraz stawia mi się?! 
-Tss…
Mruknąłem i uśmiechnąłem się. Podszedłem do niego, a on wręcz wcisnął się plecami w ścianę.
-Czy nie mówiłem ci tego wcześniej? Jesteś kurwa moją osobistą dziwką i nawet jak nie dasz mi tego co chcę, to sam  to wezmę. Poza tym wybrałeś zły moment suko, bo jestem naprawdę nakurwiony i tym co powiedziałeś oraz zrobiłeś będziesz rozładowaniem tych negatywnych emocji!! 
Wydarłem się na niego i zauważyłem, że jego nogi zaczynają się trzęść. Czy chciałem go jebać? Definitywnie nie! Rozładuję to w inny sposób. Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem go pięścią w brzuch. Zgiął się w pół i upadł na kolana, a wtedy podniosłem jego głowę za włosy i wymierzyłem mu w mordę mocnego ciosa. Z wargi popłynęła mu krew i kiedy upadł na kafelki zacząłem go bez opamiętania kopać. Załączył się we mnie agresor, a to na co byłem wściekły wyładowywałem właśnie na Billu. Podniosłem go za kudły opierając o ścianę i nie pozwalając mu upaść zacząłem nawalać z pięści go po brzuchu i wszystkim co było możliwe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz