sobota, 22 grudnia 2012

Monsters in my head: Rozdział 3

Witam Was kochani :] Zapraszam do czytania nowego rozdziału. Będzie się w nim działo. Chociaż wydaje mi się, że Was nim zawiodę. No ale cóż. Jeśli tak (a na pewno tak) to przepraszam... Może następnym razem będziecie bardziej zadowoleni :*
P.S
Dziękuję, że jesteście i czytacie moje dupne wypociny :) :) Aligatou :*:*




Boję się go... Naprawdę. Co prawda jestem wyćwiczony i gdybym spiął dupę to bez problemu powaliłbym dziada na ziemię, ale naprawdę widzę w nim mojego szefa. Serio, uwierzcie mi, William potrafi być przerażający.
-Czego ty ode mnie chcesz? Poza tym skąd masz mój adres? Bawisz się w szpiega czy co? 
No i zajebisty ja. Dlaczego nigdy nie potrafię trzymać mordy na kłódkę? Zawsze muszę pchać się do gipsu? "Wybawiciel" zmarszczył te swoje gęste brwi i ruszył w moją stronę. Na Boga, przysięgam wam, że nie mam pojęcia dlaczego ale najzwyczajniej w świecie zacząłem się cofać. Co to za koleś, że nawet JA przed nim się cykam? Oczywiście idąc tyłem, nie zauważyłam stojących za mną butów i potknąłem się o nie. Wtedy wszystko leciało jakby w zwolnionym tempie i w dodatku na jakieś tandetnej, nastoletniej komedii. Koleś krzyknął do mnie "Uważaj!". Nie żebym się czepiał, ale czemu kurwa nie krzyknął tego zanim potknąłem się o buty tylko wtedy gdy upadałem?! Po chwili patrzyłam na sufit swojego mieszkania. Zajebiście. Zamknąłem oczy oczekując mojego spotkania z podłogą i wtedy poczułem na nadgarstku silny ucisk. To było tak, jakby poraził mnie prąd. Szybko otworzyłem oczy i spojrzałem w twarz chłopaka. Jakim cudem znalazł się tak szybko przy mnie? Co prawda odległość do wielkich nie należała, ale i tak było to godne podziwu. Spojrzałem na niego niczym wystraszone zwierzę i zrobiłem coś, czego nigdy przy nikim robić mi nie było wolno. Odskoczyłem od niego, zrobiłem jakby przewrót w tył tylko, że jedna z moich dłoni dotykała ziemi. Odbiłem się ręką od podłogi i wylądowałem na kuckach, w bezpiecznej odległości od niego. Moje obie dłonie w całości dotykały podłogi. Serce w piersi trzepotało mi z mocą ptaka, którego właśnie złapał kot i trzymał w pysku. Chłopak stał w miejscu i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Dopiero po chwili dotarło do mnie co zrobiłem i opadłem na tyłek. W tym oto momencie oboje wpatrywaliśmy się w siebie, jak w jakieś duchy. 
-K-kim ty jesteś Bill? W szpitalu pytałem się, czy nie wierzysz we własne siły... Nie wiedziałem w jak wielkim byłem błędzie... 
Boże! Co ja teraz zrobię?! Jak szef dowie się, że ktoś wie... Zerwałem się z podłogi i spojrzałem mu w oczy. Boże, jak ten człowiek mnie wkurwia! To wszystko przez jego oczy! Przez tyle lat nie popełniłem takiego błędu jak teraz. 
-W-wyjdź stąd! Jeśli nie chcesz zginąć... Wynoś się! Już! 
Podbiegłem do niego i zacząłem pchać go w stronę drzwi. Stawiał się, ale szok zrobił swoje. Udało mi się wypchnąć go za drzwi, a te z kolei zamknąć i przekręcić na zamek. Oparłem się o nie i powoli zsunąłem w dół. Palcami obu dłoni zaczesałem swoje długie, kruczoczarne włosy do tyłu. Co robić... Jak William o tym się dowie... Do tego wywaliłem faceta za drzwi i na pewno już spierdolił. Jeżeli rozgada o tym na mieście...
-FUCK!
Muszę jak najszybciej wybrać się do szefa. Jednak kazałem Stanowi powiedzieć, że będę wieczorem. Spojrzałem na zegarek. To dopiero gdzieś za trzy godziny. Dobra. Najpierw pójdę się wykąpać i ogarnę się tak, aby William był zadowolony. Tak też zrobiłem. Po dokładnym wymyciu całego ciała, nałożyłem na skórę przeróżne olejki i balsamy. Myślicie, że jestem pedałem? Nic z tych rzeczy. Po prostu William uwielbia moją delikatną niczym niemowlęcia skórę. Żyję tylko dlatego,  że ten facet ma do mnie słabość, no i jestem najlepszy w tym co robię. Yhy. Co? Myślicie, że mógłbym nie robić jak on chce, to miałbym problem z głowy jeśli chodzi o śmierć? Czy nie mówiłem, że jest on potworem? Mógłbym podążyć waszym tokiem myślowym i oczywiście zrobić tak jak sądzicie... Jednak. Czy ktokolwiek chciałby umierać w okropnych męczarniach i torturach? Wiecie jaką śmierć uwielbia mój szefcio? Otóż przywiązuje nagą osobę do metalowego łóżka skórzanymi pasami. Takimi ala z psychiatryka. Następnie na żywca, organ po organie wyjmuje z ciała. Taka osoba nie dość, że czuje ogromny ból, wykrwawia się, to widzi to co jest z niej wyjmowane. Na koniec, jeśli człowiek to jakimś cudem przeżyje i ledwo dycha, William wyrywa mu jelita i obkręcając je wokół szyi kolesia/babki dusi własnymi flakami. Dla niego nie ma różnicy czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Dzieckiem czy dorosłym. Ważne jest to, co zrobiłeś. Może chociaż trochę zobrazowałem wam to, dlaczego boję się Williama i dlaczego nie chcę ginąć z jego rąk. Topienie przy tym to wymarzona śmierć.Dobrze, że chociaż w tej kwestii się zgadzamy. Pewnie po tej akcji z moim "wybawicielem" myślicie, że jestem jakimś herosem lub kimś takim. Uważacie, że jestem silny? Jadnak co to znaczy? Myślicie tak, bo w dziwny, niespotykany sposób odskoczyłem od tego chłopaka? Ludzie potrafią oceniać książkę po okładce. Myślą sobie, że nie cierpisz bo przecież nie skarżysz się na nic a na twoich ustach widnieje szeroki uśmiech. Myślą, że nie masz uczuć bo ich nie okazujesz, ale do głowy im nie przyjdzie, że zostałeś w swoim parszywym życiu zraniony tak wiele razy iż boisz się otworzyć na drugiego człowieka. Wiecie czym dla mnie jest siła? Jest to, to coś co sprawia, że człowiek potrafi kroczyć ulicami wielkiego miasta, popłakać się na ich środku jak małe dziecko, usiąść na krawężniku aby zebrać myśli, pokłócić się wewnętrznie sam ze sobą, wstać i iść dalej. Podnieść do góry głowę i stoczyć bój o każdą, dobrą sekundę życia chociaż z oczu dalej płyną potoki łez. Jednak nie zawsze łzy oznaczają słabość. Właśnie dla mnie tacy ludzie są naprawdę silni. Dlatego, że najsilniejsi to nie ci, którzy nie odczuwają bólu a ci, którzy go doświadczają, rozumieją i akceptują. Takich ludzi podziwiam. Byłem kiedyś jednym z nich. Jednak teraz w środku jestem sitem. Życie mnie wyprało. Serio. I kiedy w przypływie frustracji myślę, że jestem w stanie wiele zdziałać... gniew mija a ja widzę to jak słaby i bezsilny jestem. Dlatego jeśli uważaliście mnie za silnego, to byliście w błędzie. Może byłbym taki, gdybym uwolnił się od Williama. Taa... i znowu powrót do tego parszywca. Ułożyłem włosy , wmasowując w nie chyba tonę odżywek. Tak, włosy to moja świątynia. Tkniesz je, a jesteś trup na miejscu. Kocham ich barwę, miękkość i długość. Jak to się stało, że od morderstw, drzemiącej w ludziach siły i Williama przeszedłem do zachwytu nad kudłami? No cóż... Jestem dziwny. Niektórzy z was na pewno myślą, że jestem wariatem. Może i mają rację. Właśnie przypomniał mi się tekst z "Alicji w krainie czarów": "Tak, na to wygląda. Odbiło ci, zbzikowałeś, dostałeś fioła. Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci." Nie wiem czemu, ale ten tekst wyrył się mocno w mojej głowie. Dobra. Mniejsza. Poszedłem do sypialni i ubrałem swoje ulubione ciuchy. Znaczy... takie jakie lubi William. Na tyłek założyłem czarne rurki, a na górę wrzuciłem luźną koszulkę i na nią ubrałem skórzaną kurtkę. Na nogi wsunąłem długie, skórzane, wiązane buty na grubej, płaskiej podeszwie, sięgające mi kolan. Spojrzałem na zegarek. Zostały mi dwie godziny. Walić zasady. Jeśli zostanę tu dłużej, dostanę pierdolca. Zamkną mnie w psychiatryku, gdzie dostanę pokój bez klamek, okna a ściany będą czymś w rodzaju materaców. Mnie ubiorą w kaftan i tyle mnie widzieli. Nie, wróć. Skoro miałbym taki pokój, to na co mi kurwa kaftan. O nie, nie. Dość. Zaraz zacznę rozważać coś, czego w ogóle nie powinienem. Złapałem z szafki klucze i wyszedłem. Po opuszczeniu mieszkania, dokładnie przekręciłem drzwi na klucz. Ruszyłem do jednej z najlepszych dzielnic w mieście. Dobrze widzicie. Nie idę do dziury gdzie psy dupami szczekają. To całe gówno, w którym siedzę to wcale nie takie dziecinne zabawy w gangi. To zupełnie inny poziom. Po czterdziestu minutach spaceru, stanąłem przed wielkim wieżowcem. Wszedłem do środka. Udałem się do windy i pojechałem na piętnaste piętro. Bylem niezapowiedziany, ale ludzie tu mnie znali. Mogłem więc przychodzić i nie robić jakieś większej afery. Po wjechaniu na odpowiednie piętro udałem się do drzwi od gabinetu Williama. Zapukałem.
-Proszę!
Po usłyszeniu tego jednego słowa od razu wszedłem.
-Bill? Co ty tu robisz? Miałeś być gdzieś za półtorej godziny.
-Taa... Pamiętam zasady, jednak wolę być wcześniej i osobiście przeprosić o niepoinformowanie o wypisaniu ze szpitala.
-Ah.. To... Widzę, że ubrałeś ciuchy w jakiś lubię cię najbardziej. Chcesz mnie tym udobruchać? Czemu nie masz butów na obcasie?
-Will... Wiesz, że ich nienawidzę. Mówiłem ci setki razy, że jestem facet a nie baba.
-Tak, ale ja cię w nich lubię bo...
-...Podkreślają kształt mojego tyłka. Tak, wiem. Zawsze to powtarzasz, ale i tak zdania nie zmienię.
To teraz wiecie dlaczego przy próbie samobójczej miałem na sobie obcasy. Usiadłem w krześle na przeciwko Williama i zarzuciłem nogi na jego biurko.
-Masz coś dla mnie?
Westchnął i pokręcił głową na boki patrząc na moje nogi.
-Tego nawyku też nie zmienisz, co Black?
-Nie.
-Cóż... Masz. Tu są dokumenty faceta, który w pewien sposób stanowi dla nas zagrożenie. Wykradnij dokumenty z jego willi. Trzyma je w sejfie w tym...
Pokazał pokój na rozrysowanych pomieszczeniach.
-...tutaj. Uważaj. To nie jakiś szarak, a osoba publiczna.
-Rozumiem.
Schowałem papiery do koperty, a tą wziąłem w dłoń i spojrzałem z powagą w jego oczy.
-Kiedy?
Dziś o 21.
-Dobra. Idę się przygotować.
Po tych słowach opuściłem jego gabinet, a po chwili i budynek. Musiałem odpowiednio przygotować się w mieszkaniu.
(...)
Dokładnie o 21 stałem na ulicy przed domem faceta. Podbiegłem do ogrodzenia i ze zwinnością kota przeskoczyłem je. Nikt nie mógł mnie zobaczyć. Byłem ubrany na czarno z małymi, krwistymi dodatkami. Szybko przebiegłem pod jedną ze ścian domu. Koło niej rosły dwa drzewa. Jakoś muszę dostać się do środka, nie? Rozpędziłem się i odbijając się raz od jednego pnia, raz od drugiego niczym pantera, wspiąłem się do góry i wskoczyłem na balkon. Taaa... Jestem ninja z Ukrytej Wioski Liścia Konoha. A tak na poważnie to mówią na mnie Black Cat. Wyjąłem z plecaka specjalne urządzenie i przystawiając je do szyby, wyciąłem otwór. Wsunąłem do środka rękę i otworzyłem balkon. Rozmieszczenie pomieszczeń znałem na pamięć. Nie siedzę w tej branży od wczoraj i przeszedłem specjalne szkolenia. Bezszelestnie pobiegłem do pokoju gdzie były dokumenty. Odnalazłem sejf i biorąc w usta latarkę, zacząłem go otwierać. W końcu usłyszałem kliknięcie i sejf otworzył się. Odnalazłem potrzebne dokumenty. Zadowolony zamknąłem sejf. Wtedy w całym pomieszczeniu zapaliły się światła.
-Mam cię!
Po słowach wypowiedzianych przez mężczyznę, ponownie nastała ciemność. Ale nie dlatego, że zgasły światła. Gdy rzuciłem się do ucieczki rzucono na mnie koc lub coś takiego, a ja poślizgnąłem się na skrawku materiału i uderzyłem się w głowę.
Po otwarciu oczu zobaczyłem, że siedzę na krześle a na plecach mam skute kajdankami ręce.
-W końcu. Coś długo drzemałeś Black Cat.
Spojrzałem w kąt pokoju. Przy oknie stał do mnie tyłem mężczyzna. Miał ciemne, lekko długie włosy. Po dymie mogłem stwierdzić, że pali.
-Black Cat, co...
Odwrócił się do mnie, a ja omal nie dostałem zawału. To kurewski żart?!
-Nie wiedziałem, że to ty nim jesteś Bill. I co ja mam teraz z tobą zrobić kotku, hm?
Przede mną stał "wybawiciel". Czyli to on jest Tomem Kaulitzem?! No bez jaj!! Te jego spojrzenie... Kurwa! Co on knuje?! Gorzej chyba być nie może?! 

8 komentarzy:

  1. Jakie rozczarować? Ty chyba nie wiesz, co mówisz. Dla mnie to był najlepszy odcinek tego opowiadania. Oczywiście nie zgadłam, co robi Bill, ale mniejsza. Przynajmniej teraz jest element zaskoczenia. ;)
    Baardzo mi się podoba, nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się, co Tom zrobi z Billem. Zapowiada się ostra akcja. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurwa!
    Neri, to jest boskie.
    Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że nas nie zadowolisz? Hmmm...?
    Ale dobra, do rzeczy.
    Odcinek jest zajebisty.
    Czyli nasz Billy jednak nie jest dziwką? Ooo! Zaskoczyłaś mnie tym i to tak cholernie, że siedziałam i kilka razy analizowałam tekst. Czy ja aby na pewno dobrze przeczytałam?
    Ale tak! Fajnie. Zawsze to coś nowego ma w sobie tą iskierkę. I like it!
    Powtórzę się.
    O KURWA!
    Że Tom 'wybawiciel' teraz ma Billa związanego i bezbronnego? WTF? I ciekawe co z nim zrobi. Już nie mogę się doczekać.
    Jak mogłaś skończyć odcinek w takim momencie? No po prostu teraz będę siedzieć jak na szpilkach i czekać na nową notkę.
    Mam nadzieję, że dodasz ją zanim zeżre mnie ciekawość.
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Zwrot akcji, lubię to ;>! No więc domyślałam się, że tą "osobą publiczną" może być Tom.Ciekawi mnie tylko to, co zrobi z Billem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rysunki notkę wcześniej super. Podejrzewałam Billa o jakieś zapędy do zabijania na zlecenie. Ogólnie odcinek boski.
    .
    Alien.
    .

    OdpowiedzUsuń
  5. Neri, wybacz, że nie komentuję, ale wiedz, że czytam.
    Jakoś nie mam ostatnio sił, żeby pisać więcej niż kilka zdań w komentarzach.

    OdpowiedzUsuń
  6. no tego się nie spodziewałam...
    przynajmniej już mniej więcej mamy zarys czym się zajmuje Bill..ciekawe co zrobi z nim TOM^^ czekam na kolejny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Huhuhu, Neri, to jest świetne. *,*
    Ciekawe co teraz Tom zrobi z Billem.
    Szybko pisz i wstawiaj. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że dopiero komentuje, że życie osobiste itp. wiesz :D
    No to nareszcie się wyjaśniło kim jest Bill :D
    Ale na początku (zaraz po tym jego skoku) pomyślałam, ze to jakiś super bohater... a raczej super zbir :D
    Teraz tylko czekać co bedzie dalej :D
    Sporo Tom jest taki słynny (no tak jak Bill) to coś wielkiego musi się wydarzyć :D

    OdpowiedzUsuń