Po 15 maja zacznę dodawać tutaj na nowo noty. Wiem, że jestem okropna i zaniedbuje strasznie opowiadania, ale ostatnio naprawdę się wypalam... Czemu? To jest dobre pytanie... Jakoś nie mogę skupiać się na tym i... nie wiem. Jednak od 15 ostro się za siebie biorę.
Mam też do Was prośbę. Jeśli nie było by to problemem, to jakbyście mogli wejść na http://blogittness.blogspot.com/2014/06/czas-mierzenia.html i dodać Wasze opinie byłabym naprawdę wdzięczna :)
Pamiętam o Was tylko dajcie mi czasu :*
czwartek, 12 czerwca 2014
niedziela, 23 marca 2014
Nota!
W końcu Zapraszam na http://ssinisirrelevant.blogspot.com/ nowa nota jest :D Wampirek na Was czeka ;)
Przy okazji dziękuję Wam bardzo, że dalej mnie czytacie :*:*:*
Przy okazji dziękuję Wam bardzo, że dalej mnie czytacie :*:*:*
czwartek, 6 marca 2014
Monsters in my head: Rozdział 7
Wiem, że bardzo długo nie pojawiało się tutaj nic… Wiem, że zaniedbałam swoje blogi, jednak nic nie da się poradzić na to gdy wena ucieknie i nie chce wracać. Dziś wróciła i postanowiłam napisać notę na ten blog. Może uda mi się też napisać coś na pozostałe blogi. Nie chcę tu słodzić i przepraszać, bo nie ma to sensu prawda? :D Sądzę, że nota będzie najlepszymi przeprosinami :* Miłego czytania xD
Na moich wargach pojawił się wredny uśmiech. Wzrokiem odszukałem odpowiednie miejsce gdzie moglibyśmy usiąść. Tom wyjął torebki zakupione przeze mnie sushi i wziął w palce pałeczki jaki do tego załączyli. Nie odzywaliśmy się do siebie. Zarzuciłem nogę na nogę i z skrzyżowanymi rękami na piersi uważnie go obserwowałem. Dziwne… U siebie mnie tak załatwił a tu? Dostał w brzuch i wyglądał tak jakby się tego w ogóle nie spodziewał… Może przez to, że po jego tępym czerepie przemknęła myśl iż w miejscu publicznym nie będę starał się go znokałtować? Kiedy zjadł wstałem i kiwnąłem na niego głową.
-Ruszaj tyłek. Nie jesteś jakimś tam hrabią. Nie każ ludziom tyle na siebie czekać. Oni tu pracują.
Zabrałem pojemnik od jego żarcia i podszedłem do jednego z koszy pozbywając się tego co trzymałem. Otrzepałem dłonie i odwróciłem się do niego. Siedział przy stole z bananem jakby dopiero co wygrał miliarda w loterii.
-I co się szczerzysz? Do nich możesz, do mnie nie. Nie nabiorę się na te twoje tanie chwyty.
Po tych słowach udałem się na kontynuację zdjęć do filmu. Stałem dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej. Przyznać muszę, że ten głupek robił wrażenie. Wszystko faktycznie wykonywał sam i był niesamowicie sprawny fizycznie. Ciągle jednak nie mam pojęcia kim jest. Na pewno nie tylko tym za kogo się podaje. Zbyt łatwo mnie załatwił… Pomimo zmęczenia, potu i powtarzających się scen, nie poddawał się. Miał zacięty charakterek. Po zdjęciach podszedł do mnie z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, a ja uniosłem ku górze brew.
-Chyba żartujesz. Masz dziś sesję i wywiad. Prysznic – to jest właśnie to czego potrzebuje w tej chwili twoje śmierdzące jak mop ciało. Czekam w aucie. Masz 10 minut.
Z skrzyżowanymi rękami na piersi odwróciłem się do niego i ruszyłem do samochodu. Chyba doznał szoku. Coś mi się wydaje, że jego menager musi być naprawdę cipą skoro go tak zaskakuję. Są tu niby wskazówki jak go karmić, obchodzić się z nim i jakie popełnia błędy… Jednak facet najwyraźniej traktuje go jak wielkiego salonowego pieska a nie rozumnego człowieka. Ja pomiatać sobą nie dam. Oparłem się o drzwi auta i dalej przeglądałem grafik oraz notatki. Zerkałem również co chwila na zegarek. Chciałem wiedzieć, czy wyrobi się on w czasie. No proszę. Jak chce to potrafi. Reszta pilnowania go minęła na tym samym. W końcu wracaliśmy do agencji. Byłem wykończony niańczeniem „dużego chłopca”. Chociaż z tego co mówił byłem lepszy od jego obecnego menagera. Wjechaliśmy windą na górę. Niepokoiło mnie w jaki sposób na mnie patrzył. Dłonie w kieszeniach spodni, pewny siebie wzrok i cwany uśmiech. Wysiedliśmy z windy i poszliśmy od prezesa. Zatkało mnie. W gabinecie był William. Dlaczego?! Nie taki był przecież plan!
-Tom Kaulitz…
Zaczął siedząc przy biurku i rzucił na jego blat teczkę, jaką mu dałem.
-Dużo informacji na twój temat. Zawadzasz nam w interesach Kaulitz. Usuń się a nie odczujesz mojego gniewu hm?
O czym on pierdoli?! Zawadza nam? To dlatego włamałem się do jego domu? Nagle po pomieszczeniu rozległ się głośny, szaleńczy śmiech. Powoli przekręciłem głowę w bok i zobaczyłem, że to Tom. Śmieje się. N-nie mógł nic gorszego zrobić niż wyśmiać Williama.
-A teraz ty słuchaj…
Nagle usłyszałem kliknięcia kilku odbezpieczanych broni. Było tu pełno… ludzi którzy wcześniej robili za pracowników. Ruszyłem w stronę Williama aby go bronić, ale w ostatniej chwili poczułem szarpnięcie za rękę i ponownie stałem przy Tomie.
-W tej teczce nie ma nic więcej jak stosu bzdur. Nic o mnie nie wiesz, za to ja… wiem o tobie wszystko i…
Skinął głową na jednego z ludzi. Ten podszedł do niego i pokazał mu jedną z teczek. Mina Williama z sekundy na sekundę zmieniała się a jej koloryt… Cóż, był on blady jak kreda.
-Czego chcesz?
-Jego. Sprzedasz mi Billa i opuścisz ten kraj nigdy nie wracając. Mam tyle dowodów na twoje nielegalne interesy, że poszedłbyś siedzieć na lata o ile byś dożył w więzieniu…
O-on mu grozi! Chce mnie?! To jakiś żart. Spojrzałem przerażony na Williama, starając się uwolnić z ucisku Toma.
-Nie słuchaj go! Nie oddawaj mnie! Słyszysz?! WILL!
Poczułem w oczach łzy. Jakiś mężczyzna podał jakiś papier Williamowi. Dostał także długopis. Przez dłuższą chwilę patrzył na papier.
-Will! NIE! PROSZĘ CIĘ! NI..mmmm
Tom zakrył mi usta dłonią. Szarpałem się z nim ale to nic nie dawało. Miałem rację… On jest kimś więcej za kogo się podaje. William coś naskrobał, ten sam mężczyzna wziął papier i podchodząc do nas odwrócił to w naszą stronę. N-nie wierzę! Sprzedał mnie za 5 milionów euro?! NIE!
-Wyjedź z kraju i nigdy więcej nie wracaj. A ty… należysz teraz do mnie.
Przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków i ruszył w stronę drzwi. Spojrzałem na Williama płacząc jak dziecko i wyciągając w jego stronę ręce.
-WILL! NIE RÓB MI TEGO! BŁAGAM!
Ale on nic innego nie robił, jak tylko spojrzał w bok jakby nie chciał na mnie patrzeć. Z-zostałem znowu sprzedany?! Znowu?!
Na moich wargach pojawił się wredny uśmiech. Wzrokiem odszukałem odpowiednie miejsce gdzie moglibyśmy usiąść. Tom wyjął torebki zakupione przeze mnie sushi i wziął w palce pałeczki jaki do tego załączyli. Nie odzywaliśmy się do siebie. Zarzuciłem nogę na nogę i z skrzyżowanymi rękami na piersi uważnie go obserwowałem. Dziwne… U siebie mnie tak załatwił a tu? Dostał w brzuch i wyglądał tak jakby się tego w ogóle nie spodziewał… Może przez to, że po jego tępym czerepie przemknęła myśl iż w miejscu publicznym nie będę starał się go znokałtować? Kiedy zjadł wstałem i kiwnąłem na niego głową.
-Ruszaj tyłek. Nie jesteś jakimś tam hrabią. Nie każ ludziom tyle na siebie czekać. Oni tu pracują.
Zabrałem pojemnik od jego żarcia i podszedłem do jednego z koszy pozbywając się tego co trzymałem. Otrzepałem dłonie i odwróciłem się do niego. Siedział przy stole z bananem jakby dopiero co wygrał miliarda w loterii.
-I co się szczerzysz? Do nich możesz, do mnie nie. Nie nabiorę się na te twoje tanie chwyty.
Po tych słowach udałem się na kontynuację zdjęć do filmu. Stałem dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej. Przyznać muszę, że ten głupek robił wrażenie. Wszystko faktycznie wykonywał sam i był niesamowicie sprawny fizycznie. Ciągle jednak nie mam pojęcia kim jest. Na pewno nie tylko tym za kogo się podaje. Zbyt łatwo mnie załatwił… Pomimo zmęczenia, potu i powtarzających się scen, nie poddawał się. Miał zacięty charakterek. Po zdjęciach podszedł do mnie z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, a ja uniosłem ku górze brew.
-Chyba żartujesz. Masz dziś sesję i wywiad. Prysznic – to jest właśnie to czego potrzebuje w tej chwili twoje śmierdzące jak mop ciało. Czekam w aucie. Masz 10 minut.
Z skrzyżowanymi rękami na piersi odwróciłem się do niego i ruszyłem do samochodu. Chyba doznał szoku. Coś mi się wydaje, że jego menager musi być naprawdę cipą skoro go tak zaskakuję. Są tu niby wskazówki jak go karmić, obchodzić się z nim i jakie popełnia błędy… Jednak facet najwyraźniej traktuje go jak wielkiego salonowego pieska a nie rozumnego człowieka. Ja pomiatać sobą nie dam. Oparłem się o drzwi auta i dalej przeglądałem grafik oraz notatki. Zerkałem również co chwila na zegarek. Chciałem wiedzieć, czy wyrobi się on w czasie. No proszę. Jak chce to potrafi. Reszta pilnowania go minęła na tym samym. W końcu wracaliśmy do agencji. Byłem wykończony niańczeniem „dużego chłopca”. Chociaż z tego co mówił byłem lepszy od jego obecnego menagera. Wjechaliśmy windą na górę. Niepokoiło mnie w jaki sposób na mnie patrzył. Dłonie w kieszeniach spodni, pewny siebie wzrok i cwany uśmiech. Wysiedliśmy z windy i poszliśmy od prezesa. Zatkało mnie. W gabinecie był William. Dlaczego?! Nie taki był przecież plan!
-Tom Kaulitz…
Zaczął siedząc przy biurku i rzucił na jego blat teczkę, jaką mu dałem.
-Dużo informacji na twój temat. Zawadzasz nam w interesach Kaulitz. Usuń się a nie odczujesz mojego gniewu hm?
O czym on pierdoli?! Zawadza nam? To dlatego włamałem się do jego domu? Nagle po pomieszczeniu rozległ się głośny, szaleńczy śmiech. Powoli przekręciłem głowę w bok i zobaczyłem, że to Tom. Śmieje się. N-nie mógł nic gorszego zrobić niż wyśmiać Williama.
-A teraz ty słuchaj…
Nagle usłyszałem kliknięcia kilku odbezpieczanych broni. Było tu pełno… ludzi którzy wcześniej robili za pracowników. Ruszyłem w stronę Williama aby go bronić, ale w ostatniej chwili poczułem szarpnięcie za rękę i ponownie stałem przy Tomie.
-W tej teczce nie ma nic więcej jak stosu bzdur. Nic o mnie nie wiesz, za to ja… wiem o tobie wszystko i…
Skinął głową na jednego z ludzi. Ten podszedł do niego i pokazał mu jedną z teczek. Mina Williama z sekundy na sekundę zmieniała się a jej koloryt… Cóż, był on blady jak kreda.
-Czego chcesz?
-Jego. Sprzedasz mi Billa i opuścisz ten kraj nigdy nie wracając. Mam tyle dowodów na twoje nielegalne interesy, że poszedłbyś siedzieć na lata o ile byś dożył w więzieniu…
O-on mu grozi! Chce mnie?! To jakiś żart. Spojrzałem przerażony na Williama, starając się uwolnić z ucisku Toma.
-Nie słuchaj go! Nie oddawaj mnie! Słyszysz?! WILL!
Poczułem w oczach łzy. Jakiś mężczyzna podał jakiś papier Williamowi. Dostał także długopis. Przez dłuższą chwilę patrzył na papier.
-Will! NIE! PROSZĘ CIĘ! NI..mmmm
Tom zakrył mi usta dłonią. Szarpałem się z nim ale to nic nie dawało. Miałem rację… On jest kimś więcej za kogo się podaje. William coś naskrobał, ten sam mężczyzna wziął papier i podchodząc do nas odwrócił to w naszą stronę. N-nie wierzę! Sprzedał mnie za 5 milionów euro?! NIE!
-Wyjedź z kraju i nigdy więcej nie wracaj. A ty… należysz teraz do mnie.
Przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków i ruszył w stronę drzwi. Spojrzałem na Williama płacząc jak dziecko i wyciągając w jego stronę ręce.
-WILL! NIE RÓB MI TEGO! BŁAGAM!
Ale on nic innego nie robił, jak tylko spojrzał w bok jakby nie chciał na mnie patrzeć. Z-zostałem znowu sprzedany?! Znowu?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)